Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

sobota, 26 września 2015

Recenzja twórczości Gaskell w "Kłosach" z 1883 roku


        W jednym z czołowych pism kulturalnych Polski drugiej połowy XIX wieku,  ilustrowanym czasopiśmie  tygodniowym  "Kłosy", poświęconym literaturze, nauce i sztuce, wydawanym w Warszawie w latach 1865–1890 przez Franciszka Lewentala, ukazał się w lutym 1883 roku artykuł poświęcony twórczości Elizabeth Gaskell. Autor podpisany jako Nekanda (był nim dr Mścisław Edgar Trepka) omówił powieści: "Marya Barton", "Północ i Południe" i "Ruth", wspomniał także o innych utworach pani Gaskell: "Cranford", "Lady Ludlow" oraz "Kuzynka Philis". Artykuł był jednym z serii tekstów publikowanych na przestrzeni kilku lat pt. "Powieść w Anglii. Studyum literackie".

        Mścisław Edgar Trepka wysoko ocenił pisarstwo Elizabeth Gaskell, powieści „Mary Barton” i „Północ i Południe” nazwał arcydziełami. O pierwszym utworze powiedział, że to „obrazy pochwycone na uczynku, drgające życiem”, drugi uznał za „utwór doskonalszy”, jak stwierdził „przeciwieństwo dwóch Anglii oddane zostało przez panią Gaskell w sposób mistrzowski”, a „walka robotników z chlebodawcami, uosobionymi w energicznym i szorstkim p. Thorntonie, przejmuje dreszczem”. Bohaterkę tej powieści tak opisał: „promieniem słonecznym, co nagromadzoną mgłę rozwiewa, staje się urocza Małgorzata Hale, córka pastora, która z razu odpychała ze wstrętem miłość szorstkiego p. Thorntona, ale następnie, poznawszy siłę żelazną tego charakteru i niezwalczoną logikę tego umysłu, ślubuje mu wiarę i miłość. Ta delikatna i wyrafinowana kobieta staje się aniołem opiekuńczym fabrycznego grodu i wpływa na podniesienie jego moralności, oświaty i dobrobytu”. Nawiązując do zakończenia dzieła Gaskell, Nekanda stwierdził: „Po przeczytaniu tej powieści, człowiek rozumny czuje się pokrzepionym, i uznając jako nieuniknione istnienie zła, jest przynajmniéj w stanie znaléźć na nie zaradcze, łagodzące środki”. Inna powieść Elizabeth Gaskell „Ruth”, to jego zdaniem  „smutna powieść, skropiona łzami, hymn na cześć rezygnacyi, skruchy i miłosierdzia”.
         W podsumowaniu twórczości angielskiej pisarki autor uznał: „Najbardziej nas w jéj obrazach ze świata przemysłowego uderza umiarkowanie, brak efektownych deklamacyi, jednem słowem, ten zdrowy rozsądek, który nie wielu pisarzy, dotykających społecznych problematów, zachować jest w stanie”.

1. Mścisław Edgar Trepka (ur. w 1839 roku), był uczestnikiem powstania styczniowego, walczył w oddziałach Taczanowskiego. Po upadku powstania wyjechał do Szkocji, gdzie w Edynburgu wykładał na uniwersytecie. Stąd jego znajomość Anglii i angielskiej literatury. W 1895 roku została wydana jego książka „Anglia i Anglicy. Studya”. Był ekonomistą, opublikował także „Rzecz o socyalizmie” w dwóch tomach, a także „Studya ekonomiczne”. Artykuły publikowane w "Kłosach" podpisywał pseudonimem: Nekanda.

Poniżej fragment artykułu poświęcony Elizabeth Gaskell, opublikowany w czasopiśmie "Kłosy" w 1883 roku.
  
"POWIEŚĆ W ANGLII
STUDYUM LITERACKIE
Przez Nekandę
VII

Elżbieta Gaskell [...]

Z wyjątkiem może sztuk plastycznych, w których Anglicy stawiają dopiéro pierwsze kroki, niéma oddziału i rodzaju działalności ludzkiej, w któréjby nie tylko nie zabłysnęli oryginalnością, ale i nie okazali potęgi. Nad wszystkiemi jednak góruje przemysł fabryczny. Stanowi on cechę charakterystyczną angielskiego społeczeństwa, i znalazł naturalnie swój odblask w piśmiennictwie. W téj jego gałęzi, która jest przedmiotem naszego przeglądu, przemysł fabryczny rozpatrywany jest naturalnie nie z technicznéj ani z ekonomicznéj swojéj strony, ale z socyalnéj. Stosunki, jakie wyrodził on pomiędzy klasami społeczeństwa, pomiędzy robotnikami a chlebodawcami, natchnęły wielu angielskich powieściopisarzy i zrodziły niejeden utwór, którego znaczenie jest większe, aniżeli czysto belletrystyczne. 
W rzędzie tych powieściopisarzy najznakomitsze miejsce zajmuje kobieta, pani Elżbieta Gaskell. Była ona żoną pastora w Manchesteru, i miłosierne obowiązki zbliżyły ją do klasy robotniczéj. Nie byłaby może nigdy jéj przyszła myśl chwycenia za pióro, gdyby, po stracie ukochanego dziecka, czarna melancholia, w którą popadła, nie znalazła za poradą doktora ulgi w zajęciu umysłowem. Tak powstała Marya Barton, ta powieść, która wywarła wśród społeczeństwa angielskiego piorunujące wrażenie. Pani G. napisała w epoce pomiędzy 1849 r. a 1865 (rokiem swej śmierci), kilkanaście powieściowych utworów, z których piérwszy, Marya Barton, i drugi, napisany na tém samem tlé, North and South, są jéj arcydziełami. Społeczne i literackie ich znaczenie jest wielkie.
W Maryi Barton pani Gaskell opowiada cierpienia klasy roboczej, pracującej w fabrykach; nie można tam znaleźć najmniejszego śladu czczéj deklamacyi i systematu apriorystycznego: obrazy pochwycone na uczynku, drgające życiem, snują się przed oczyma widza, niby mary cmentarne. Nie znamy smutniejszéj, boleśniejszéj epopei nad tę historyą klasy roboczéj. Ubóztwo, ciemnota, przesądy, uprzedzenia, idee fałszywe z jednej strony, a z drugiéj choroby,  epidemie, skrofuły (1), anemia, pijaństwo, prostytucya - co za żałobna symfonia ! Jako nuta psychologiczna, gniew, oburzenie, zaciętość proletaryatu, jego gorycz, jego zawiść nieprzejednana względem bogatych i dostatnich, a w pośród szerokich kół tych zamożnych – obojętność, apatya, nieświadomość aspiracyi, jakie tętnią w dole. Dwie klasy społeczne, w ciągłéj i bezpośredniéj zależności jedna od drugiej, nie tylko że się nie zbliżają do siebie i nie starają się porozumiéć, ale wznoszą między sobą niezwalczone przeszkody. Jako postulat moralny, który z téj anormalnej sytuacyi wypływa, jest upadek moralności, rozprzężenie obyczajów i rozbrat społeczny.
Niéma w powieści pani Gaskell bohaterów; jedna smętna nuta, jedna żałobna osłona rozciąga się nad tym światem roboczym. Jest to, jak powiedział ktoś słusznie, ożywiona statystyka nędzy. Jak w tkaninie dalekiego wschodu, ze wszystkich kolorów jaskrawych wyradza się harmonijny koloryt, tak z tego aglomeratu analitycznych szczegółów staje przed oczyma ducha jasny, dokładny obraz niższych warstw społecznych Anglii. Autor francuzki wyciągnąłby z takiego studyum ogólno-ludzkie teorye i wywołałby protestacye gorączkowe; pisarz angielski z objektywnym spokojem ogranicza się do skreślenia obrazu, o ile można dokładnego, w przekonaniu, że dość jest zebrać materyały bez syntetycznego ich uporządkowania, i że praktyczne rezultaty wyciągnie z nich każdy, kto patrzéć, kto sądzić, kto działać umié. Nie jest to szereg perypetyi, wypadków, zawiklań i intryg, ale po prostu szereg obrazów. Żadnéj obłudnéj maski na konwencyonalnych postaciach; prawda surowa, język szorstki, często grubijański, gdy jest na ustach smutnych bohaterów tego podziemnego świata.
Powieść wywołała, jak powiedzieliśmy wyżéj, potężne wrażenie w Anglii. Widocznie było to dopiéro zebranie materyałów do obrazu dodatniego. Ta rzewna nuta sympatyi do sponiewieranych i upośledzonych, która drgała w Maryi Barton, powinna była skrystalizować się w innéj, dodatniéj pracy, gdzie, obok wyjaśnienia złych stron. obnażenia ran, mieliśmy prawo spodziewać się wskazania środków zaradczych, nie z ekonomicznych może, ale przynajmniéj psychicznych. Zadaniu temu odpowiedziała druga powieść pani Gaskell, p. t.: Północ i Południe.
Pod wszystkiemi względami jest to utwór doskonalszy. Obok tendencyi socyalnéj, która stanowi oryginalność talentu autorki, znajdujemy tu charakterystykę osób i kraju. Południowa Anglia staje tu w dosadném przeciwieństwie z północną. Na południu panuje jeszcze arystokracya i duchowieństwo; wielka własność nadaje wyższym klasom społeczeństwa przewagę towarzyską; wykształcenie umysłowe, związki codzienne ze stałym lądem, elegancya, wyrafinowany smak, wpływ sztuk pięknych, duch parlamentarnych przywilejów: oto cechy wybitne staréj typowej Anglii Normanów. Saxońska północ za to pozbawiona jest powabu i wdzięku w zimnym, surowym i mglistym jéj klimacie wzniosły się gęste miasta fabryczne, gdzie jak w mrowisku bez przerwy pracuje Cyklopowa ludność. Nieposkromiona, surowa, energiczna demokracya, homínes novi, zaprzęgli się do pracy, do życiowego boju i przeciwieństwo pomiędzy dwiema warstwami społecznymi jest tu jawne, nieosłonione żadnemi formami łagodnemi i obyczajowemi, żadną miękkością i i żadnym idealizmem. Religia nawet rozpadła się na nieskończoną ilość sekt, i każdy z tych zaciętych pracowników, jeżeli uważa za właściwe należeć do jakiego stowarzyszenia religijnego, wybiera sobie to, które opiniom jego jest najodpowiedniejsze.  
        To przeciwieństwo dwóch Anglii oddane zostało przez panią Gaskell w sposób mistrzowski. Jako węzeł powieściowy, dwa te światy zbliżający do siebie, wybrała rodzinę arystokratycznego pastora Hale,  który opuszcza wykwintną rezydencyą w Hampshire i przenosi się do demokratycznego fabrycznego miasta Miltonu na północy. Nigdy świat roboczy nie był odmalowany w dosadniejszych rysach, jak na stronicach téj powieści. Są tam sceny epiczne. Walka robotników z chlebodawcami, uosobionymi w energicznym i szorstkim p. Thorntonie, przejmuje dreszczem. Bunt robotników, bezrobocie, zawieszenie pracy, oblężenie fabryki i dzikie wybryki rozpasanéj tłuszczy, są zrozumiałe dla każdego, kto czyta analizę psychologiczną pani Gaskell. Twarda i nieugięta natura p. Thorntona, zamiast złamać ducha oporu tych wyzwolonych Spartakusów trzęsących swemi kajdanami, podsyca ich tylko i podżega. Braknie tym żywiołom poswarzonym moralnego węzła, braknie serdecznego ciepła, któreby im natychmiastową ulgę przyniosło i na gruntowną zmianę ich losu wpłynęło. Tym promieniem słonecznym, co nagromadzoną mgłę rozwiewa, staje się urocza Małgorzata Hale, córka pastora, która z razu odpychała ze wstrętem miłość szorstkiego p. Thorntona, ale następnie, poznawszy siłę żelazną tego charakteru i niezwalczoną logikę tego umysłu, ślubuje mu wiarę i miłość. Ta delikatna i wyrafinowana kobieta staje się aniołem opiekuńczym fabrycznego grodu i wpływa na podniesienie
jego moralności, oświaty i dobrobytu.
Bez wahania zaliczamy North and South do najznakomitszych powieściowych utworów współczesnego piśmiennictwa. Niéma tam śladu płaczliwego, chorobliwego sentymentalizmu; przez analizę i rozumne ocenienie społecznych czynników, dobro, poświęcenie, światło tryumfuje. Ponad walką zażartą, której dramatyczne epizody opisane są z energią, nie zdradzającą kobiecego pióra, góruje wiara w zbawczą siłę pracy. Po przeczytaniu tej powieści, człowiek rozumny czuje się pokrzepionym, i uznając jako nieuniknione istnienie zła, jest przynajmniéj w stanie znaléźć na nie zaradcze, łagodzące środki.
Mieliśmy już sposobność oddać hołd męzkiéj sile i energii, z jaką pani Gaskell umiała spojrzéć oko w oko kwestyi robotniczéj. Jest w tém jej istotna oryginalność i jéj piętno literackie. Ale nie brakło jej innych zalet, nie brakło innych strun jéj lutni. Znajdujemy w jéj powieściowej spuściźnie tkliwą i delikatną idylę,  Kuzynkę Philis, obraz humorystyczny z małomiejskiego życia  p. t. Cranford, oraz Lady Ludlow, szkic damy ze staro-szlacheckiego świata, która powoli wyrzeka się swych uprzedzeń i przesądów i staje się filantropką postępową. Ale wyżéj ponad te nowele stawiamy jednę z piérwszych jéj powieści, Ruth. Jest to smutna powieść, skropiona łzami, hymn na cześć rezygnacyi, skruchy i miłosierdzia. Faryzeuszowstwo, tak głęboko zakorzenione w społeczeństwie angielskiem, okiełznanem przez surowy cant, jest tu napiętnowane gorącém żelazem. Bradstaw, cnotliwy i używający ogólnego szacunku filistyn, może być uważany za klasyczny typ obłudy i nieprzebłaganéj surowości dla każdego przekroczenia moralnego.  Sposób niegodziwy, w jaki się on pastwi nie tylko nad biedną pokutnicą Ruth, ale i nad miłosiernym pastorem Bensonem, który jéj dawny grzech litościwie ukrywał i odrodzenie moralne ułatwił, wycisnął łzy z oczu dwóch pokoleń i na zawsze typowym zostanie.
Rola pani Gaskell w powieściowéj literaturze angielskiej  wybitna. Dość jest powiedziéć, że są, co ją porównywują z Georgem Eliotem. Nie sądzimy, żeby się ten sąd optymistyczny mógł utrzymać, ale w każdym razie pokazuje, że pisarka to pierwszorzędna. Najbardziej nas w jéj obrazach ze świata przemysłowego uderza umiarkowanie, brak efektownych deklamacyi, jednem słowem, ten zdrowy rozsądek, który nie wielu pisarzy, dotykających społecznych problematów, zachować jest w stanie. Zazwyczaj mając na oku przeprowadzenie jakiéj reformy, wytrzebienie zła zakorzenionego, pisarze wpadają w przesadę, i zamiast znaleźć lekarstwo na chorobę, postępują raczéj jak szarlatani, chwaląc proszki ze swéj własnéj apteki. Nie paradoxa, ale axiomata, mające pozór ogólników, posuwają nas daléj na drodze postępu. [...]" (2)


(1)Skrofuły – gruźlica węzłów chłonnych, obecnie rzadko spotykana.
(2). Powieść w Anglii. Studyum Literackie, przez Nekandę w: "Kłosy. Czasopismo ilustrowane tygodniowe"Warszawa 10 (22) lutego 1883 r., nr 291, s. 115-116.


niedziela, 6 września 2015

Opuszczony dwór

Przedstawiam moje tłumaczenie opowiadania Elizabeth Gaskell. opublikowanego w 1851 roku w lipcowym numerze "Fraser`s Magazine". Był to wychodzący w latach 1830-1882 w Londynie periodyk literacki, który początkowo trzymał politycznie stronę torysów, będących wyrazicielami interesów ziemiaństwa, dworu i Kościoła. "Zapomniany dwór" (oryg. The Deserted Mansion") to historia z gatunku opowieści grozy.

------------------------------------------------------------------------------------------

"Kilka lat temu na wystawie w Akademii Królewskiej pojawił się obraz, który w sposób szczególny pobudził moją wyobraźnię: przedstawiał położone w ponurym lesie stare zniszczone domostwo, które otaczał zapuszczony ogród. Sędziwe drzewa, fosa wypełniona pokrzywą i śmieciami, połamany parkan, zielona stojąca woda, dwuspadowy dach zwieńczony wieżyczką, pełen okien, ale już niszczejący; istna mieszanka chaotycznej architektury.

Przejmująca cisza, duch wyjątkowej pustki złowieszczo wiszącej nad otoczeniem napełnił mnie mimowolnym smutkiem; a wyobraźnia, w związku z tą sceną, podsuwała dziwne, niesamowite historie o zupełnie innych czasach. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że na płótnie przedstawiono rzeczywiste miejsce. Gdy pisałam o różnych dziełach do mojej przyjaciółki, która mieszkała na wsi, zatrzymałam się szczególnie na tym jednym obrazie, gdyż moje myśli wciąż do niego powracały. 
Kiedy potem otrzymałam list od przyjaciółki, zwróciła uwagę na to, że aczkolwiek moje fantazje były dziwne, opierały się na prawdzie. 
Otóż przeczytała mój list pani L... - osobie mającej ponad 80 lat, ale w doskonałej kondycji, która to dama opowiedziała jej o moim opuszczonym dworze i jego historii. Obraz został namalowany dla syna pani L. i historia była z nim związana. Moja przyjaciółka mi ją opowiedziała, przytaczając słowa starej damy: 
„Pięćdziesiąt lat temu dwór St Elan`s Wood uchodził już za stary, chociaż był zdrowy, solidny, pełen uroku i malowniczy. Szmaragdowa darń rozciągała się po obu stronach fosy, kwitnące kwiaty rosły na jej zacisznych zboczach; biała zasłona trzepotała w osobliwym, zakratowanym oknie, a delikatne pnącza przystrajały je z zewnątrz; tarasowe ścieżki, gęste żywopłoty z ostrokrzewu były porządnie przycięte; fontanny błyszczały w słońcu, a czerwone róże płożyły się i całowały przejrzystę wody.

Pięćdziesiąt lat temu radosny śmiech rozbrzmiewał na zielonej polance i energiczne stopy deptały darń, gdyż Pan St. Elan przywiózł do domu młodą żonę, a przyjaciele i krewni spieszyli, aby złożyć mu gratulacje i skorzystać z gościnności w tym szczególnym uroczystym czasie. 
Pani St. Elan była bardzo młodą żoną, o łagodnych oczach i nieśmiałym spojrzeniu; jej matka zmarła, gdy córka była w okresie niemowlęctwa, a ojciec (wysokiej rangi oficer) przebywał za granicą. Wychowaniem dziewczyny zajmowała się dama - nazwiemy ją Sabiną - towarzyszyła swej ukochanej uczennicy, teraz już Pani St. Elan, w jej nowym domu. Śmierć ojca lady St. Elan i narodziny jej córeczki to wydarzenia, które przyniosły jednocześnie radość i żałobę, a stan zdrowia młodej matki budził poważny niepokój. Wizyty znakomitych medyków, sprowadzanych z daleka, dowodziły obaw o jej życie, nawet gdy rekonwalescentka znowu zaczęła spacerować po ogrodach i wśród drzew. 
Niestety, obawiano się nie tyle o jej zdrowie fizyczne, co o umysłowe. W rodzinie matki Lady St. Elan od pokoleń istniała dziedziczna choroba psychiczna, która uśpiona przez dwie generacje, zdawała się znów budzić.  Objawy były ledwie dostrzegalne, subtelne, lecz wystarczające, by zaniepokoić czujnego męża. Z czasem jednak niepokój minął, lekarze przestali przyjeżdżać, a pacjentka odzyskała pozornie pełnię sił. Słodkie niemowlę rosło, obsypywane przez matkę czułymi określeniami - „najcudowniejsze dziecko na świecie”.
Podczas krótkotrwałej nieobecności męża, który wyjechał w pilnych interesach, Lady St. Elan poprosiła, by Sabina nocowała z nią w jednym pokoju - tłumaczyła to lękiem i samotnością. Sabina chętnie przystała na tę prośbę, a kilka dni upłynęło spokojnie.
Następnego ranka oczekiwano powrotu Pana St. Elana. Kiedy przyjaciółka udała się na spoczynek, Sabina odsłoniła zasłony, aby spojrzeć na wspaniały krajobraz, który roztaczał się hen daleko, wszystko było skąpane w srebrnym blasku; wkrótce zapadła w spokojny sen, ukołysana modlitwą. Nagle zbudził ją dziwny dźwięk w pokoju, towarzyszył mu zduszony, szyderczy śmiech. Sabina nie wiedziała, jak długo zapadła w tę otchłań niepamięci, ale kiedy odwróciła się, zobaczyła, skąd pochodzi ten dźwięk; można sobie wyobrazić jej przerażenie na widok Lady St. Elan, która stała przy drzwiach, ostrząc nóż na pantoflu, patrząc dziko dookoła i od czasu do czasu mamrocąc.

- Jeszcze nie dość ostry – jeszcze nie jest wystarczająco ostry" – powiedziała głośno, uważnie kontynuując swoje zajęcie. 
Sabina poczuła instynktownie, że to nie żarty, poznała w oczach i głosie szaleństwo. Zerwała się z łóżka, rzucając się w stronę drzwi. Były zamknięte. Lady St. Elan podniosła na nią wzrok i z drwiną rzekła:
- Myślałaś, że jestem taka głupia, prawda? Zamknęłam drzwi na dwa razy, a klucz wyrzuciłam za okno. Może go dostrzeżesz w świetle księżyca, które tak lubisz podziwiać - powiedziała, wskazując na otwarte skrzydło okna, położonego dość wysoko, gdyż ten pokój znajdował się na szczycie wieży, co zapewniało mu rozległy widok. Z tego zresztą powodu go wybrano, jak również ze względu na jego odosobnienie, położony był bowiem z dala od reszty domostwa.

Sabina, nie tracąc przytomności umysłu, chociaż groza sytuacji stanęła jej przed oczami, przypomniała sobie, że słyszała o niezwykłej mocy poskramiania szaleńców wzrokiem, Wiedziała też, że fizycznie nie ma z szaloną kobieta żadnych szans.
Sabina zachowując więc pozory spokoju, powiedziała pogodnym choć drżącym głosem, wypowiadając słowa wesoło i niedbale:
- Sądzę, że twój nóż wkrótce będzie wystarczająco ostry, Lady St. Elan, co chcesz nim zrobić?
- Co chcę nim zrobić? - przedrzeźniała ją szalona kobieta – A jak myślisz, Sabino? Żeby poderżnąć ci gardło!
- To dziwna fantazja - powiedziała Sabina, ledwo panując nad sobą, - Dziwny to pomysł, ale niech będzie. Usiądź, proszę, bo ten nóż jeszcze nie jest dość ostry do takiej roboty. O, tu masz krzesło. Teraz poświęć mi uwagę, podczas gdy będziesz zajmowała się ostrzeniem; usiądę naprzeciw Ciebie, ponieważ miałam niezwykły sen i chcę, żebyś o nim posłuchała. 
Pani St. Elan podejrzliwie spojrzała na Sabinę, jakby chciała powiedzieć: "Nie oszukasz mnie, nawet jeśli posłucham”. Jednak usiadła, a Sabina naprzeciwko niej.  
Zaczęła opowiadać jakieś banialuki, udając, że to wyśniła. Pani St. Elan zawsze była wrażliwa na romantyczną fikcję, było to w jej guście, i być może był to sposób na uratowanie życia Sabiny, która w czasie tej długiej i strasznej nocy nie ustawała ani na chwilę, kontynuując powtarzanie opowieści o cudach w stylu „Tysiąca i Jednej Nocy”. 
Szalona kobieta siedziała nieruchomo, z nożem w jednej ręce, a pantofelkiem w drugiej, a jej duże oczy uważnie patrzyły na opowiadającą. O, jak dłużyły się te godziny!  
W końcu o świcie do drzwi dobiegły stuki i nawoływania, ponieważ wzeszło poranne słońce. Sabina miała na tyle przytomności umysłu, by nie zwracać na to uwagi, ponieważ jej szalona towarzyszka ich nie zauważyła, i kontynuowała swoją śpiewną, monotonną opowieść. Wreszcie drzwi zostały wyłamane, a do środka wpadł sam St. Elan z kilkoma służącymi. Właśnie powrócił i został zaalarmowany złowieszczym szemraniem wewnątrz, przybył na ratunek.
Gdyby Sabina tylko poruszyła się lub krzyknęła czy dała znak - pomoc przecież była tuż obok - stać się mogło inaczej, nóż mógłby przebić jej serce. Ten nóż był jednym z osobliwszych - pod względem wykonania - przedmiotów przywiezionych z zagranicy, zwykle wisiał w garderobie Pana St. Elan, więc nierozwiązaną tajemnicą pozostało działanie z premedytacją szalonej kobiety. 
Włosy Sabiny, które były czarne jak skrzydła kruka, kiedy udawała się na spoczynek tej strasznej nocy, zmieniły się całkowicie, kiedy obudziła się rano. 
Pani St. Elan nigdy nie wróciła do siebie po tym nagłym ataku, ale zmarła – niestety! - jak mówiły plotki, z własnej ręki – dwa lata później. Jej córeczka - mała dziedziczka powierzona opiece przyjaciółki matki i guwernantki, stała się sierotą w młodym wieku i po ukończeniu 21 roku życia została właścicielką fortuny, posiadłości swoich przodków.

Wkrótce jednak w głowie Sabiny powstała myśl o tym, że ma obowiązek delikatnie przekazać Mary St. Elan wiedzę o jej prawdziwej sytuacji, o przeklętym fatum, które ciąży na jej rodzie. Co prawda, w jej indywidualnym przypadku może udałoby się tego uniknąć, ale z drugiej strony, było to nieuświadomione, grożące niebezpieczeństwo. Surowe zasady religijne wydawały się domagać ofiary albo samounicestwienia, żeby zapobiec możliwości utrwalenia się tej okropnej dziedzicznej choroby.
Sabina wierzyła, że jej szlachetna uczennica, znając fakty, nie dopuści, by choroba została przekazana dalej; z ciężkim sercem, ale z poczuciem obowiązku, Sabina powiedziała jej wszystko. 
Kiedy Mary St. Elan w spokoju odeszła do lepszego świata, przekazała w testamencie dwór i majątek ziemski Sabinie i jej potomkom. Według Sabiny ten hojny dar był jednak „ceną krwi”, ponieważ tej przeklętej wiedzy nie można było przekazać. Jej zdaniem rodowe lasy i dom mogły powrócić do potomków w linii St. Elan – przeklęte w istocie i skazane na zagładę. Ten ród jednak już wygasł.
Wiele osób śmiało się z odczuć Sabiny na ten temat, nie rozumieli jej, i nawet działający w dobrej wierze pobożny lud uważał, że jej wyobrażenia szły „zbyt daleko”. Jednak ona pozostawała nieugięta i nigdy nie pozwoliła sobie ani swoim dzieciom korzystać z tego bogactwa. 
Tak więc po opuszczony dwór nikt się nie zgłosił, chociaż wkrótce został przeznaczony na użyteczny i dobroczynny cel - wybrany zgodnie z wolą Mary St. Elan – a właściwie, Sabiny i jej potomstwa - na schronisko dla obłąkanych – rodzaj przytułku dla ubogich upadłych kobiet ze szlachty, które z koniecznymi ograniczeniami miały odnaleźć tam ucieczkę od burz życia, nękających je - biedne dusze! - od wewnątrz i z zewnątrz.

Ale co się stało z Sabiną? I dlaczego pani synowi zależało na tym obrazie? - zapytałam przyjaciółkę starej pani L., ponieważ na tym zakończyła się opowieść tej szacownej pani. - Jeśli nikt nie zgłosił się po tę posiadłość, dlaczego pozostaje w tym stanie? 
Pani uzasadniona ciekawość powinna być zaspokojona, moja droga – odpowiedziała uprzejmie dama. - Proszę spojrzeć na moje włosy, one nie stały się białe z powodu wieku. Udałam się do łóżka pewnej nocy, mając lśniące warkocze, czarne jak skrzydła kruka, i rano odnalazłam je takimi, jakimi są obecnie.

Tak, i pomimo to! Nie dziw się pani proszę, że syn Sabiny pragnął posiadać taki obraz. Moja pielgrzymka dobiega kresu – przedłuża się nadmiernie, poza wyznaczony dla człowiek czas – ale zgodnie z brzmieniem dawno wyrażonej woli, dwór i majątek St. Elan musi pozostać takim jak teraz, aż mnie nie będzie, a zgromadzone fundusze zostaną w całości oddane na wspaniały cel dobroczynny.  
Gdyby mój syn był mniej honorowy i skrupulatny, mógłby, oczywiście, upomnieć się o tę własność po mojej śmierci, ale ze względu na pamięć matki, z niezachwianym przywiązaniem do jej zasad, powstrzyma się, z bożym błogosławieństwem, przed uleganiem pokusie. Nie jest bogatym człowiekiem, ale może spoglądać na ten pamiątkowy obraz i przekazać go przyszłym pokoleniom wraz z legendą, która się z nim wiąże. Niech żadne z naszych dzieci nie zapragnie posiadać tej opuszczonej rezydencji, ani nie żałuje, że służy ona innym — w imię dobra i miłosierdzia".

Źródła:

1.  Elizabeth Gaskell, "The Deserted Mansion" – Fraser`s Magazine (Vol. 44, lipiec 1851)

2. Ilustracja: William Britten do wiersza "The Deserted House" W. Tennysona.