Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

niedziela, 6 września 2015

Opuszczony dwór

Przedstawiam moje tłumaczenie opowiadania Elizabeth Gaskell. opublikowanego w 1851 roku w lipcowym numerze "Fraser`s Magazine". Był to wychodzący w latach 1830-1882 w Londynie periodyk literacki, który początkowo trzymał politycznie stronę torysów, będących wyrazicielami interesów ziemiaństwa, dworu i Kościoła. "Zapomniany dwór" (oryg. The Deserted Mansion") to historia z gatunku opowieści grozy.

------------------------------------------------------------------------------------------

"Kilka lat temu na wystawie w Akademii Królewskiej pojawił się obraz, który w sposób szczególny pobudził moją wyobraźnię: przedstawiał położone w ponurym lesie stare zniszczone domostwo, które otaczał zapuszczony ogród. Sędziwe drzewa, fosa wypełniona pokrzywą i śmieciami, połamany parkan, zielona stojąca woda, dwuspadowy dach zwieńczony wieżyczką, wielookienny, niszczejący pałac; doskonała mieszanka chaotycznej architektury.

Przejmująca cisza, duch wyjątkowej pustki złowieszczo wiszącej nad otoczeniem napełnił mnie mimowolnym smutkiem; a wyobraźnia, w związku z tą sceną, podsuwała dziwne, niesamowite historie o zupełnie innych czasach. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że na płótnie przedstawiono rzeczywiste miejsce; gdy pisałam o różnych dziełach do mojej przyjaciółki, która mieszkała na wsi, zatrzymałam się szczególnie na tym jednym obrazie, gdyż moje myśli wciąż do niego powracały. 
Kiedy potem otrzymałam list od przyjaciółki, zwróciła uwagę na to, że aczkolwiek moje fantazje były niewytłumaczalne, opierały się na fundamencie prawdy. 

Zaczęła opowiadać, że przeczytała mój list pani L... - osobie mającej ponad 80 lat, ale w doskonałej formie, która to dama opowiedziała jej o moim opuszczonym dworze i jego historii. Obraz został namalowany dla syna pani L. i historia była z nim związana. Moja przyjaciółka mi ją opowiedziała, przytaczając słowa starej damy: 
„Pięćdziesiąt lat temu dwór St Elan`s Wood uznawano za stary, chociaż był zdrowy, solidny i malowniczy. Szmaragdowa darń rozciągała się po obu stronach fosy, kwitnące kwiaty rosły na jej zacisznych zboczach; biała zasłona trzepotała w osobliwym, zakratowanym oknie, a delikatne pnącza przystrajały je z zewnątrz; tarasowe ścieżki, gęste żywopłoty z ostrokrzewu porządnie podcięte; fontanny szkliły się w słońcu, a czerwone róże płożyły się i całowały jasne wody.

Pięćdziesiąt lat temu radosny śmiech rozbrzmiewał wśród zielonej polanki i energiczne stopy deptały darń, gdyż Pan St. Elan przywiózł do domu pannę młodą, a przyjaciele i krewni spieszyli, aby złożyć mu gratulacje i skorzystać z gościnności w tym szczególnym uroczystym czasie. 
Pani St. Elan była bardzo młodą żoną, o czułym spojrzeniu, nieśmiałą istotą; jej matka zmarła, gdy córka była w okresie niemowlęctwa, a ojciec (wysokiej rangi oficer) przebywał za granicą. Pani - nazwiemy ją Sabiną - która ją wykształciła, towarzyszyła swej ukochanej uczennicy, wówczas już Pani St. Elan, w jej nowym domu. Śmierć ojca lady St. Elan i narodziny córki to wydarzenia, które spowodowały, że radość splotła się z żałobą, więc obawiano się o młodą matkę, której rekonwalescencja była nadzwyczaj trudna. Wizyty znakomitych medyków, którzy przybywali z daleka, świadczyły o ciągłych obawach o jej zdrowie, nawet gdy chora znowu zaczęła spacerować po ogrodach i wśród drzew. 
Niestety! To nie zdrowie ciała było przedmiotem obaw. Dziedziczna choroba psychiczna, która dotknęła tę rodzinę ze strony matki, chociaż uśpiona przez dwa pokolenia, znowu położyła się na niej groźnym cieniem. Nieznaczne, w istocie, były sygnały ostrzegawcze, symptomy śmiertelnego wroga, ale na tyle wyraźne, by ostrzec męża, który został zaznajomiony z faktami. Niepokojące symptomy przeminęły, lekarze przestali przyjeżdżać. Zdrowie i siła, mentalna i fizyczna, powróciły do pacjentki, a słodkie dziecię zasługiwało na słówka, których nie szczędziła matka temu „najcudowniejszemu dziecku na świecie”. 
Podczas krótkotrwałej nieobecności męża, który wyjechał w pilnych interesach, Lady St. Elan poprosiła, by Sabina dzieliła z nią pokój w nocy, pretekstem był strach i samotność; to życzenie zostało spełnione z radością, i trzy dni minęły przyjemnie. 
Następnego ranka oczekiwano powrotu Pana St. Elana. Kiedy przyjaciółka udała się na spoczynek, Sabina odsłoniła zasłony, aby spojrzeć na wspaniały krajobraz, który roztaczał się hen daleko, wszystko było skąpane w srebrnym blasku, i wkrótce zapadła w spokojny sen, ukołysana modlitwą. Nagle zbudził ją dziwny dźwięk w pokoju, towarzyszył mu zduszony, szyderczy śmiech. Sabina nie wiedziała, jak długo zapadła w tę otchłań niepamięci, ale kiedy odwróciła się, zobaczyła, skąd pochodzi ten dźwięk; można sobie wyobrazić jej przerażenie na widok Lady St. Elan, która stała przy drzwiach, ostrząc nóż na pantoflu, patrząc dziko dookoła i od czasu do czasu mamrocąc i drwiąc.

- Nie dość jeszcze ostry – jeszcze nie jest wystarczająco ostry" – powiedziała głośno, uważnie kontynuując swoje zajęcie. 
Sabina czuła instynktownie, że to nie żarty, wiedziała, że to groźna rzeczywistość, widząc szalone oczy, ton głosu – i zerwała się z łóżka, rzucając się w stronę drzwi. Były zamknięte. Lady St. Elan patrzyła przebiegle, mamrocząc:
- Myślałaś, że jestem taka głupia, prawda? Zamknęłam drzwi na dwa razy, a klucz wyrzuciłam za okno. Pewnie mogłabyś to zobaczyć w blasku zachodzącego słońca, który tak bardzo podziwiałaś - powiedziała, wskazując na otwarte skrzydło okna, położonego dość wysoko, gdyż ten pokój znajdował się na szczycie wieży, co zapewniało mu rozległy widok. Z tego zresztą powodu go wybrano, jak również ze względu na jego odosobnienie, położony był bowiem z dala od reszty domostwa.

Sabina nie miała słabych nerwów i, ponieważ cała groza sytuacji stanęła jej przed oczami, przypomniała sobie, że słyszała o niezwykłej mocy poskramiania i trzymania w ryzach szaleńców, jaką mają ludzkie oczy. Była też świadoma tego, że w pojedynku, w którym decyduje sama cielesna energia, gdyby doszło do walki z tą nieszczęśliwą damą w czasie jej ataku, jej własna siła będzie niewystarczająca i daremna. 
Sabina udawała spokojną, co było dalekie od tego, co czuła w tym trudnym momencie, i chociaż jej głos drżał, wypowiadała słowa wesoło i niedbale:
- Sądzę, że twój nóż wkrótce będzie wystarczająco ostry, Lady St. Elan, co chcesz nim zrobić?
- Co chcę nim zrobić? - przedrzeźniała ją szalona kobieta – A może powinnam, Sabino, przeciąć nim twoje gardło?
- To dziwna fantazja - powiedziała Sabina, usiłując nie krzyczeć i nie zemdleć. - Ale lepiej usiądź, ponieważ nóż nie jest dość ostry, żeby to zrobić - o, tam jest krzesło. Teraz poświęć mi uwagę, podczas gdy będziesz zajmowała się ostrzeniem; usiądę naprzeciw Ciebie, ponieważ miałam niezwykły sen i chcę, żebyś o nim posłuchała. 
Pani spojrzała złośliwie, jakby chciała powiedzieć: "Nie oszukasz mnie, nawet jeśli posłucham”. Jednak usiadła, a Sabina naprzeciwko niej.  
Zaczęła opowiadać jakieś banialuki, udając, że to wyśniła. Pani St. Elan zawsze była wrażliwa na romantyczną fikcję, było to w jej guście, i być może był to sposób na uratowanie życia Sabiny, która w czasie tej długiej i strasznej nocy nie ustawała ani na chwilę, kontynuując powtarzanie opowieści o cudach w stylu „Tysiąca i Jednej Nocy”. 
Szalona kobieta siedziała nieruchomo, z nożem w jednej ręce, a pantofelkiem w drugiej, a jej duże oczy uważnie patrzyły na opowiadającą. Och, te męczące, męczące godziny!  Wreszcie dało się słyszeć powtarzające się dźwięki i stukania w drzwi pokoju, ponieważ wzeszło poranne słońce. Sabina miała na tyle przytomności umysłu, by nie zwracać na to uwagi, ponieważ jej szalona towarzyszka ich nie zauważyła, i kontynuowała swoją śpiewną, monotonną opowieść, aż bariera pękła, drzwi zostały dość gwałtownie otwarte i Pan St. Elan, który właśnie powrócił, zaalarmowany złowieszczym szemraniem wewnątrz, przybył na ratunek w towarzystwie kilku służących. 
Gdyby Sabina tylko poruszyła się lub krzyknęła o pomoc albo wydawała się jej potrzebować - pomoc przecież była tuż obok - stać się mogło inaczej, nóż mógł zostać wbity w jej serce. Ten nóż był jednym z osobliwszych - pod względem wykonania - przedmiotów przywiezionych z zagranicy, zwykle wisiał w garderobie Pana St. Elan, więc nierozwiązaną tajemnicą pozostało przejawione w ten sposób działanie z premedytacją szalonej kobiety. 
Włosy Sabiny, które były czarne jak skrzydła kruka, kiedy udawała się na spoczynek tej strasznej nocy, zmieniły się całkowicie, kiedy obudziła się rano. 
Pani St. Elan nigdy nie wróciła do siebie po tym nagłym ataku, ale zmarła – niestety! - jak mówiły plotki, z własnej ręki – dwa lata później. Mała dziedziczka powierzona opiece przyjaciółki matki i guwernantki, stała się sierotą w młodym wieku i po ukończeniu 21 roku życia została właścicielką fortuny, posiadłości swoich przodków.

Wkrótce jednak w głowie Sabiny powstała myśl o tym, że ma obowiązek delikatnie przekazać Mary St. Elan wiedzę o jej prawdziwej sytuacji, o przeklętym fatum, które ciąży na jej rodzie. Co prawda, w jej indywidualnym przypadku może udałoby się tego uniknąć, ale z drugiej strony, było to nieuświadomione, grożące niebezpieczeństwo. Surowe zasady religijne wydawały się domagać ofiary albo samounicestwienia, żeby zapobiec możliwości utrwalenia się tej okropnej choroby.
Sabina była pewna, że jej wysoko urodzona uczennica, gdy raz pozna fakty, nie zawaha się w surowy sposób zrobić to, co powinna; według Sabiny było to gorzkim obowiązkiem, ale nie wzdragała się przed jego wykonaniem. Kiedy Mary St. Elan w spokoju odeszła do lepszego świata, przekazała w testamencie dwór i majątek ziemski Sabinie i jej następcom. Według Sabiny ten hojny dar był jednak „ceną krwi”, ponieważ tej przeklętej wiedzy nie można było przekazać. Jej zdaniem rodowe lasy i dom mogły powrócić do potomków w linii St. Elan – przeklęte w istocie i skazane na zagładę. Ten ród jednak już wygasł.

Wiele osób śmiało się z odczuć Sabiny na ten temat, nie rozumieli jej, i nawet działający w dobrej wierze pobożny lud uważał, że jej wyobrażenia szły „zbyt daleko”. Jednak ona pozostawała nieugięta i nie zgadzała się z tym, by bogactwo w ten sposób pozostawione mogło uradować jej spadkobierców. 
Tak więc po opuszczony dwór nikt się nie zgłosił, chociaż wkrótce został przeznaczony na użyteczny i dobroczynny cel - wybrany zgodnie z wolą Mary St. Elan – a właściwie, Sabiny i jej potomstwa - na schronisko dla obłąkanych – rodzaj przytułku dla ubogich upadłych kobiet ze szlachty, które z koniecznymi ograniczeniami miały odnaleźć tam ucieczkę od burz życia, nękających je - biedne dusze! - od wewnątrz i z zewnątrz.

Ale co się stało z Sabiną? I dlaczego pani synowi zależało na tym obrazie? - zapytałam przyjaciółkę starej pani L., ponieważ na tym zakończyła się opowieść tej szacownej pani. - Jeśli nikt nie zgłosił się po tę posiadłość, dlaczego pozostaje w tym stanie? 
Pani uzasadniona ciekawość powinna być zaspokojona, moja droga – odpowiedziała uprzejmie dama. - Proszę spojrzeć na moje włosy, one nie stały się białe z powodu wieku. Udałam się do łóżka pewnej nocy, mając lśniące warkocze, czarne jak skrzydła kruka, i rano odnalazłam je takimi, jakimi są obecnie.

Tak, i pomimo to! Nie dziw się pani proszę, że syn Sabiny pragnął posiadać taki obraz. Moja pielgrzymka dobiega kresu – przedłuża się nadmiernie, poza wyznaczony dla człowiek czas – ale zgodnie z brzmieniem dawno wyrażonej woli, dwór i majątek St. Elan musi pozostać takim jak teraz, aż mnie nie będzie, a zgromadzone fundusze zostaną w całości oddane na wspaniały cel dobroczynny.  
Gdyby mój syn był mniej honorowy i skrupulatny, mógłby, oczywiście, upomnieć się o tę własność po mojej śmierci, ale ze względu na pamięć matki, z niezachwianym przywiązaniem do jej zasad, powstrzyma się, z bożym błogosławieństwem, przed uleganiem pokusie. Nie jest bogatym człowiekiem, ale może spoglądać na ten pamiątkowy obraz i przekazać go przyszłym pokoleniom. I może żaden z naszych następców nie będzie żałować użytku, który zostanie z niego zrobiony, ani nie będzie pożądał tego opuszczonego dworu".

Źródła:

1.  Elizabeth Gaskell, "The Deserted Mansion" – Fraser`s Magazine (Vol. 44, lipiec 1851)

2. Ilustracja: William Britten do wiersza "The Deserted House" W. Tennysona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz