Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

wtorek, 2 marca 2010

Lizzie Leigh, rozdz. 4 cz. 2

W tym czasie matka czuwała nad swoim dzieckiem w pokoju na górze. Zanim córka się przebudziła, nastało późne popołudnie, gdyż lekarstwo na sen było mocne. Gdy tylko się obudziła się, jej oczy spoczęły na twarzy matki i patrzyła na nią tak, jakby ten widok ją zafascynował.

Pani Leigh nie odwróciła się, ani nie poruszyła. Wydawało się, jakby jakiś ruch mógł wywołać surowe oskarżenie, podczas gdy zachowanie bezruchu mogło ją przed tym uchronić.

Ale wkrótce Lizzie przenikliwym głosem, pełnym cierpienia, wykrzyknęła:
- Matko, nie patrz na mnie. Byłam taka niegodziwa! – i zaraz ukryła twarz i wtuliła się w pościel, leżała jak nieżywa, tak była nieruchoma.

Pani Leigh uklękła przy łóżku i powiedziała bardzo kojącym głosem:

- Lizzie, droga, nie mów tak. Jestem twoją matką, kochanie, Ne obawiaj się mnie. Nigdy nie przestałam cię kochać, Lizzie. Zawsze myślałam o tobie. Twój ojciec wybaczył ci przed śmiercią. - (Wzdrygnęła się na te słowa, ale nie wydała żadnego dźwięku). - Lizzie, dziewczyno, zrobię cokolwiek zechcesz dla ciebie, będę żyła dla ciebie, tylko nie obawiaj się mnie. Kimkolwiek jesteś czy byłaś, nigdy o tym nie będziemy rozmawiać. Zostawimy to za sobą i wrócimy na Upclose Farm. Zostawiłam dom, by odnaleźć ciebie, moja dziewczyno, i Bóg doprowadził mnie do ciebie. Błogosławione niech będzie Jego Imię. A Bóg jest także dobry, Lizzie. Nie zapomniałaś Biblii, jestem tego pewna, bo chodziłaś do szkoły. Nie czytam dobrze, ale nauczę się niektórych fragmentów, aby dać ci trochę pociechy, a mówiłam je do siebie wiele razy dziennie. Lizzie, dziewczyno, nie chowaj w ten sposób swojej głowy, twoja matka mówi do ciebie. Dopiero co, wczoraj, twoje małe dziecko tuliło się do mnie i jeśli odeszło, by być aniołem, przemówi do Boga za tobą. Nie, nie płacz tak bardzo, trafisz znowu do nieba. Wiem, że będziesz walczyć, żeby się tam dostać, ze względu na swoją Nanny – i posłuchaj! Powiem ci, że Bóg spełnia prośby tych, którzy o to proszą – tylko się nie bój.

Pani Leigh złożyła ręce i starała się mówić jak najjaśniej, powtarzała każdy czulszy i pełen litości zwrot, aby Lizzie mogła go zapamiętać. Przemawiała w ten sposób, by córka ją wysłuchała, ale była tak oszołomiona i zbolała, kiedy skończyła, że nie mogła mówić dalej. Wszystko co mogła zrobić to powstrzymać się od głośnego płaczu.

W końcu usłyszała głos swojej córki.

- Gdzie ją zabrali? – zapytała.

- Jest na dole. Wygląda tak cicho i spokojnie, jakby była szczęśliwa.

- Ona może za mną przemówić…? Och, jeśli Bóg… jeśli Bóg mógłby usłyszeć jej mały głos. Matko, śniłam o tym. Może zobaczę ją znowu. Och, matko, jeśli bardzo bym się starała, a Bóg był miłosierny i poszłabym do nieba, nie poznam jej… nie poznam mojego dziecka. Ona będzie stronić ode mnie jako od obcej i pójdzie do Susan Palmer i do ciebie. O, ja nieszczęsna! Biada mi! – Trzęsła się, opanowana niezmiernym smutkiem.

Mówiąc te poważne słowa, nie zakrywała twarzy i próbowała odczytać myśli pani Leigh A kiedy ujrzała te stare oczy wypełnione łzami i drżące wargi, zarzuciła ramiona na szyję swej pełnej wiary matki i szlochała tak, jak robiła to wiele razy w chwilach smutku, kiedy była dzieckiem, ale teraz przepojona większym i okrutniejszym bólem. Jej matka uciszała ją na swojej piersi i tuliła ją, jakby była dzieckiem, Lizzie powoli uspokajała się.

Siedziały tak przez długi, długi czas. W końcu Susan Palmer weszła do pokoju, niosąc herbatę, chleb i masło dla pani Leigh. Widziała, jak matka karmi swoje zbolałe, opierające się dziecko, starając się zachęcić je do jedzenia, jak tylko mogła; nie zwracały uwagi na obecność Susan. Tej nocy leżały obok siebie, trzymając się w ramionach, a Susan spała przy nich na ziemi.

Zabrano małe ciałko (tę małą, nieświadomą ofiarę, którą wezwani do domu o wczesnej porze ludzie odebrali biednej, tułającej się matce) na wzgórza, których w całym swoim życiu nigdy nie widziała. Nie śmieli położyć jej przy surowym dziadku w poświęconej ziemi przy kościele w Milne-Row, ale ponieśli ciało na samotne, położone na wrzosowisku cmentarzysko, gdzie dawno temu kwakierzy chowali swoich zmarłych. Położyli ją na słonecznym zboczu, tam, gdzie najwcześniej pojawiają się wiosenne kwiaty.

Will i Susan mieszkają na Upclose Farm. Pani Leigh i Lizzie żyją w domku tak odosobnionym, że dopóki nie wejdziesz w samą kotlinę, gdzie on się znajduje, nie dostrzeżesz go. Tom jest nauczycielem w Rochdale i wraz z Willem pomaga matce.

Ja wiem jedno - mimo tego, że domek jest ukryty w zielonej kotlinie wśród wzgórz, każdy dźwięk smutku rozlegający się na wyżynie jest tam słyszany – każdy krzyk cierpienia, dochodzący z wyżyny jest tam słyszany, każde wołanie o pomoc zostaje wysłuchane przez smutną, miło wyglądającą kobietę, która rzadko się uśmiecha (a kiedy to się zdarza, jej śmiech jest smutniejszy niż łzy innych ludzi), ale która opuszcza swoje odosobnienie za każdym razem, gdy w jakimś domu pojawia się cień.

Wiele serc błogosławi Lizzie Leigh, ale ona... ona modli się stale, prosząc o wybaczenie – które może sprawić, że zobaczy ponownie swoje dziecko.

Pani Leigh jest spokojna i szczęśliwa. Lizzie jest dla niej czymś drogocennym – niczym zgubiona drachma z Biblii – jeszcze raz odnaleziona (1).

Susan jest niby światło, bo przyniosła wszystkim słońce. Dzieci dorastają obok niej i nazywają ją błogosławioną. Jedno z nich ma na imię Nanny, To właśnie ją często Lizzie zabiera na słoneczny cmentarz na wzgórzu i, kiedy ta mała istotka zbiera stokrotki i robi z nich wianuszki, siedzi przy małym grobie i gorzko płacze.


KONIEC


Tłumaczenie: Gosia

Przypisy:
1. Ewangelia wg św. Łukasza 15:8-9:
„Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie pozostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustkowiu i nie idzie za zagubioną, aż ją odnajdzie? A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się. I przyszedłszy do domu, zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc do nich: Weselcie się ze mną, gdyż odnalazłem moją zgubioną owcę! Powiadam wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się opamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują opamiętania. Albo, która niewiasta, mając dziesięć drachm, gdy zgubi jedną drachmę, nie bierze światła, nie wymiata domu i nie szuka gorliwie, aż znajdzie? A znalazłszy, zwołuje przyjaciółki oraz sąsiadki i mówi: Weselcie się ze mną, gdyż znalazłam drachmę, którą zgubiłam".

Ilustracje:
1. Henry Peach Robinson, Fading Away, 1858
2. John Everett Millais, Never is very long word, 1862
3. William Paton Burton, The Weakest Thing, 1862
4. John Everett Millais, Irene, 1862 [z: Cornhill Magazine].
http://www.dmvi.cf.ac.uk/guide/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz