Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

sobota, 16 stycznia 2010

Lizzie Leigh, rozdz. 2 cz. 4

W końcu dziecko uspokoiło się, patrzyło na jej twarz i uśmiechnęło się do niej.

- Ona ma jej oczy – powiedziała do Susan.

- Nigdy jej nie widziałam. Sądzę, że to jej dziecko, sądząc po sukienkach. Ale gdzie ona jest teraz?

- Bóg jeden wie – odparła pani Leigh. – Nie sądzę, że umarła. Jestem pewna, że żyje.

- Nie! Ona nie umarła. Co jakiś czas znajdujemy małą paczuszką pod naszymi drzwiami, zwykle z dwiema półkoronówkami, raz było nawet pół suwerena. W sumie mam 37 szylingów zgromadzone dla Nanny. Nigdy z nich nie korzystałam, ale często myślałam, że biedna matka czuje się bliska Bogu, kiedy przynosi te pieniądze. Ojciec chciał wysłać policjanta, by obserwował nasz dom, ale powiedziałam, że nie, bo obawiam się, że jeśli będzie śledzona, więcej nie przyjdzie, a wydawało mi się to taką świętą rzeczą, że oddała dziecko na przechowanie. Nie mogłabym tego zrobić.

- Och, gdybyśmy mogli ją znaleźć! Wzięłabym ją w ramiona i położyłybyśmy się i umarłybyśmy razem.

- Nie! Proszę tak nie mówić! – powiedziała Susan delikatnie – po tym wszystkim co się stało, ona może w końcu powróci na dobrą drogę. Tak jak Maria Magdalena, pamięta pani?

- Ech! Ale ja byłam bliższa prawdy, jeśli chodzi o panią, niż Will. On uważał, że pani nigdy by na niego nie spojrzała, gdyby pani wiedziała o Lizzie. Ale pani nie jest faryzeuszem.

- Przykro mi, że on pomyślał, że mogłabym być tak nieugięta. – powiedziała Susan cichym głosem i czerwieniąc się.

Potem pani Leigh zaniepokoiła się i w jej matczynym niepokoju, zaczęła się obawiać, że skrzywdziła Willa w oczach Susan.

- Widzi pani, Will tak dużo myśli o pani – złoto nie jest według niego zbyt dobre dla pani. Powiedział, że pani nigdy nie spojrzała na niego tak jak on na panią, nie wspominając, że jest bratem mojej biednej dziewczyny. On panią kocha tak, że to sprawia, że myśli głównie o tym, co należy do niego, ponieważ ma tak mało – ale on jest dobrym chłopcem – pani będzie szczęśliwą kobietą, jeśli on będzie przy pani – więc nie powiem nic przeciwko niemu, nic!

Ale Susan zwiesiła głowę i nie odpowiedziała. Nie była świadoma aż do tej chwili, że Will tak poważnie o niej myślał, a nawet teraz czuła obawę, bo słowa pani Leigh obiecywały tyle szczęścia, a może to nieprawda. W żadnym razie poczucie skromności sprawiało, że wzdragała się przed powiedzeniem czegokolwiek, co mogło by być wyznaniem jej własnych uczuć do trzeciej osoby. W związku z tym zmieniła temat rozmowy.

- Jestem pewna, że on pokocha Nanny – powiedziała. – Nie ma tak dobrego dzieciątka, proszę nie sądzić, że ona nie zdobędzie jego uczucia, gdy dowie się, że to jego siostrzenica. Ale być może będzie lepiej myślał o swojej siostrze?

- Nie wiem. – odparła pani Leigh, potrząsając głową. – On jest taki jak jego ojciec, który sprawił, że ja… Chociaż w tej chwili jest dobry. Ale pani widzi, nigdy nie byłam dobra w radzeniu sobie z innymi. Jedno surowe spojrzenie sprawiało, że byłam chora, a poza tym, mówię tylko o tym, co złe, jestem taka słaba. Teraz nie mogłabym nic lepszego zrobić, niż zabrać Nanny do domu, ale Tom nie wie nic, poza tym, że jego siostra nie żyje. Nie umiałam właściwie rozmawiać z Willem. Boję, że nic się nie da zrobić i taka jest prawda. Ale pani nie powinna myśleć źle o Willu. On jest tak dobrym chłopcem, że nie potrafi zrozumieć, że ktoś może zachowywać się niewłaściwie, a poza tym, jestem pewna, że kocha panią z całego serca.

- Nie sądzę, że mogłabym rozstać się z Nanny – powiedziała Susan, starając się zatrzymać przemowę pani Leigh ujawniającą przywiązanie Willa do niej. – On może wkrótce ją odwiedzi, nie zawiedzie. A ja dopilnuję, by zaopiekowano się tą biedną matką. Spróbuję przyłapać ją, gdy przyjdzie, by pozostawić swój mały pakuneczek z pieniędzmi.

- Tak, dziewczyno, pani musi ją znaleźć, naszą Lizzie. Kocham panią za to, że była pani taka dobra dla naszego dziecka; gdyby pani udało się ją znaleźć, modliłabym się za panią, kiedy byłabym zbyt blisko śmierci aby mówić, a kiedy żyję, będę służyć pani obok niej – tylko ona musi wpierw się pojawić, wie pani. Niech Bóg panią błogosławi, dziewczyno. Lżej mi na sercu, odkąd tu przyszłam. Chłopcy będą mnie szukać, muszę już iść. I zostawić tę słodką istotkę – dodała, całując dziecko – Jeśli zbiorę się na odwagę, powiem Willowi wszystko o tym, że tu byłam i o naszej rozmowie. Może przyjdzie zobaczyć panią, czy może?
- Ojciec z przyjemnością się z nim zobaczy, jestem tego pewna – odpowiedziała Susan.

Sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że pani Leigh pomyślała, czy swoimi słowami nie zrobiła Willowi krzywdy. Kilkakrotnie pocałowała dziewczynkę i jeszcze raz żarliwie, z oczami pełnymi łez, pobłogosławiła Susan i poszła do domu.


Tłumaczenie: Gosia

Ilustracja: George du Maurier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz