Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

czwartek, 7 stycznia 2010

Lizzie Leigh, rozdz. 2 cz. 3

Susan zeszła na dół z zawiniątkiem zawierającym znoszone dziecięce ubranka.

- Pani musi mnie przez chwilę posłuchać, a ja nie zastanawiałam się zbyt długo nad tym, co zamierzam pani powiedzieć. Nanny nie jest moja siostrzenicą, ani moją krewną, jak wiem. Zwykle pracowałam za dnia. Pewnej nocy, gdy przyszłam do domu, zauważyłam, że jakaś kobieta za mną podąża, odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć. Kobieta, zanim mogłam zobaczyć jej twarz (ponieważ odwróciła głowę), coś mi ofiarowała. Wyciągnęłam instynktownie ramiona, wręczyła mi zawiniątko z łkaniem, które wzruszyło moje serce.

To było dziecko. Obejrzałam się, ale kobieta zniknęła. Szybko uciekła. Tam był niewielki tobołek z ubrankami – niewiele ich było – prawdopodobnie zrobionymi z sukien matki, ponieważ miały zbyt duże wzory jak na dziecięce ubranka. Zawsze lubiłam dzieci, i nie zachowałam przytomności umysłu, jak ojciec stwierdził. A ponieważ było bardzo chłodno, kiedy zobaczyłam, (ponieważ było po 10), że nie ma nikogo na ulicy, przyniosłam je i ogrzałam. Ojciec był bardzo rozgniewany, kiedy przyszedł, i powiedział, że zabierze go następnego ranka do przytułku, a mi było smutno z tego powodu.

Ale kiedy naszedł ranek, nie mogłam znieść myśli o rozłączeniu się z dzieckiem. Spało w moich ramionach całą noc. Słyszałam, jak wygląda wychowanie w przytułku. Więc powiedziałam ojcu, że zrezygnuję z pracy, którą wykonywałam i zostanę w domu, by założyć szkołę, jeśli tylko będę mogła zatrzymać dziecko, i po chwili powiedział, że jeśli zarobię na tyle, by zapewnić mu komfort, pozwoli mi na to. Lecz nigdy jej nie lubił.

Teraz, proszę nie drżeć.. mam jeszcze coś pani do powiedzenia – a może robię błąd, mówiąc o tym…. Ale pracowałam w domu, który stoi obok pani Lomax na ulicy Brabazon, a służące dobrze się znały, i słyszałam o Bessy (tak ją nazywały), która została odesłana. Nie wiem, czy kiedykolwiek ją widziałam, ale wiek mógłby pasować do wieku dziecka. A ja czasami wyobrażałam sobie, że to było jej dziecko. A teraz, proszę spojrzeć na te małe ubranka, które były na dziecku… niech Bój ją błogosławi!


Ale pani Leigh zrobiło się słabo. Dziwna radość i wstyd oraz wielka miłość do dziecka obezwładniły ją, po jakimś czasie Susan zdołała ją ocucić. Potem cała się trzęsła, z chorobliwą niecierpliwością, by spojrzeć na te małe ubranka. Pośród nich była kartka papieru, o którym Susan zapomniała wspomnieć, przypięta do zawiniątka. Na niej były napisane okrągłymi literami słowa:

"Proszę nazywać ją Anną. Ona nie płacze zbyt wiele i nie wymaga dużo uwagi. Niech Bóg panią błogosławi, a mnie niech wybaczy."

To pismo nie było wskazówką, imię "Anna", choć tak zwyczajne, było czymś, na czym można było się już oprzeć. Ale nagle pani Leigh rozpoznała jedno z ubranek, zrobione z sukni, którą wraz z córką kupiły w Rochdale.

Podniosła się i wyciągnęła ręce, by pobłogosławić pochyloną głowę Susan.

- Niech Bóg panią błogosławi i okaże swoje miłosierdzie w potrzebie, tak jak pani okazała je temu małemu dziecku.


Wzięła tą małą istotkę w swoje ramiona, a smutek na jej twarzy przemienił się w łagodny uśmiech, i z czułością pocałowała dziecko, powtarzając: "Nanny, Nanny, moja mała Nanny".


Tłumaczenie: Gosia


Ilustracje:
1. Drawn by Adelaide Claxton, The Daily Governess
2. George du Maurier, Lizzie Leigh (z wydania: Lizzie Leigh and A Dark Night`s Work)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz