Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

piątek, 6 marca 2009

Panie z Cranford


"A więc przede wszystkim Cranford jest we władaniu Amazonek; kobiety rządzą we wszystkich domach o nieco wyższym czynszu. Jeżeli jakaś małżeńska para przybędzie do miasta na stałe, dżentelmen, w ten czy inny sposób, znika.
Albo wypłasza go fakt, że na wieczornych przyjęciach on jeden reprezentuje płeć brzydką, albo tłumaczy jego nieobecność służba w pułku lub na okręcie czy też zaangażowanie sprawami handlowymi, zmuszające do spędzania wszystkich dni tygodnia w wielkim handlowym mieście Drumble, położonym przy linii kolejowej i odległym od Cranford zaledwie o dwadzieścia mil.
Jednym słowem, cokolwiek dzieje się z panami - tu ich nie ma. Bo i cóż by mogli tu robić, gdyby pozostali? Nasz doktor objeżdża pacjentów w promieniu trzydziestu mil i sypia w Cranford, ale nie każdy może być doktorem.".


Tak zaczyna się powieść Elizabeth Gaskell "Panie z Cranford" (oryg. Cranford), po polsku wydał ją w 1970 r. Czytelnik, a przetłumaczyła ją Aldona Szpakowska. Jak mówi tekst na zakładce tego wydania: W tej "idylli prozą" pani Gaskell kreśląc dzieje paru zwykłych osób, ukazuje atmosferę małego prowincjonalnego miasteczka - z lekkim przymrużeniem oka i z dobrotliwym humorem odkrywając przed nami radości i smutki, małe intrygi i drobne tajemnice tego światka, na który spogląda serdecznym i rozbawionym wzrokiem".

To książka pogodna, pełna nostalgicznego ciepła, pisarka posługuje się subtelnym i, jak to określono świetnie, "dobrotliwym humorem", kreśląc życie angielskiej prowincji i małomiasteczkowej społeczności, z jego wadami i zaletami, z jego śmiesznostkami i wielkością. Robi to z dużym taktem i wyczuciem.

Bohaterami są starsze panie, które dzielnie stawiają czoła przybyszom z zewnątrz i, co za tym idzie, - "nowemu", starając się zachować etykietę i nie zmieniać odwiecznych tradycji. Na codzień zachowują pozory, trzymają się narzuconych rygorów, związanych z tym, co wypada, a co nie, a jednak, gdy trzeba potrafią dać z siebie to, co najlepsze.

Przykładem niemal symbolicznym jest scena rytuału kosztowania pomarańczy:
„Kiedy zjawiły się pomarańcze, zachowywano dziwny ceremoniał. Panna Jenkyns nie lubiła krajać owocu, bo jak mówiła, sok wycieka nie wiadomo gdzie; w istocie więc, jedynym dobrym sposobem jedzenia pomarańcz jest ich ssanie (tylko zdaje się, użyła jakiegoś bardziej eleganckiego słowa), jednakże ta czynność nieprzyjemnie kojarzyła się z tym, co często przydarza się niemowlętom, toteż w sezonie pomarańczy panna Jenkyns i panna Matylda po obiedzie wstawały od stołu, brały w milczeniu po jednym owocu i wycofywały się w zacisze własnego pokoju, aby tam użyć sobie na ssaniu pomarańczy”.

Czy ten fragment: „ Stroje pań cechuje całkowita niezależność od mody. Powiadają: „Cóż to ma za znaczenie, jak się ubieramy tutaj, gdzie nas każdy zna?” A kiedy wyjeżdżają z domu, ich rozumowanie jest równie logiczne: „Cóż to ma za znaczenie, jak się ubierzemy tam, gdzie nikt nas nie zna?” Suknie ich są, na ogół rzecz biorąc, z materiałów dobrych, choć niepięknych, ale zaręczam, ostatni rękaw wydęty jak udziec barani, ostatnią obcisłą i skąpą spódnicę, noszoną w Anglii, oglądano właśnie w Cranford i spoglądano na nią bez uśmieszków”.

Takich przykładów jest wiele. Mnie najbardziej wzruszają dwa wątki: romans sprzed lat między panem Halbrookiem i panną Matyldą Jenkyns oraz sekwencja o tym jak zubożała panna Matylda musiała sprzedawać herbatę.

Opisywane przez Gaskell miasteczko przypominało Avonlea z "Ani z Zielonego Wzgorza" choć powieść jest pisana w pierwszej osobie i z punktu widzenia samej autorki czyli kogoś kto w tym mieście już nie mieszka, a tylko przyjeżdża czasem z wizytą, tak jak narratorka, Mary Smith.

1 komentarz:

  1. Przepadam za tą książką, już pierwsze zdanie mnie zachwyciło ;)
    Określenia "dobrotliwy humor" rzeczywiście bardzo pasuje. Cudowne są te wszystkie starsze panie, córki gentelmenów, z ich codziennym troskami i problemami. Każdemu polecam!

    OdpowiedzUsuń