W 2005 roku ukazała się publikacja „Miasto. Przestrzeń, topos, człowiek” pod redakcją naukową Adriana Glenia. Według zamieszczonej notki, została „zredagowana przez środowisko polonistyczne i anglistyczne Uniwersytetu Opolskiego jako pokłosie konferencji młodych pracowników nauki (pt. Nasze przestrzenie. Figura miasta w kulturze i literaturze XX wieku”), która miała miejsce w Instytucie Filologii Polskiej (27-28 października 2003), duża część tekstów także powstała odeń niezależnie, jako rezultat seminariów prowadzonych przez zainteresowane tematem osoby”.
Znalazłam w tym tomiku artykuł dr hab. Ilony Dobosiewicz: Wiktoriańskie miasto przemysłowe i jego mieszkańcy w powieści Elizabeth Gaskell „North and South”, który mnie zainspirował do przygotowania tego wpisu, oczywiście pozwolę sobie odnieść się do tego artykułu, przytoczyć najważniejsze tezy i dodać co nieco od siebie.
Autorka zalicza powieść Gaskell do nowego gatunku literackiego w Anglii lat 40. i 50. XIX w. - powieści przemysłowej (to pojęcie wprowadzone przez Herberta Sussmana), do której należą także takie utwory, jak „Shirley” Charlotte Bronte, „Ciężkie czasy” Charlesa Dickensa czy inna powieść Gaskell – „Mary Barton”. Według Sussmana, powieść industrialna mówi o relacjach pomiędzy robotnikami a właścicielami fabryk, często obecny jest w tego typu powieściach motyw podróży – związany niejako z eksploracją nieznanych sobie terenów – dodam tu, że z jednej strony przez osoby ze środowisk wiejskich i mieszczańskich, które niewiele dotąd o życiu robotników wiedziały, ale z drugiej strony – przez robotników, którzy próbowali walczyć o swoje prawa (np. w powieści „Mary Barton” robotnicy odbywają podróż do Londynu).
Także w powieści „North and South” obecny i ważny jest topos podróży – odbywa ją w sensie dosłownym, a także symbolicznym sama bohaterka, Margaret Hale. Jednak początkowo zmiana w jej życiu jest narzucona z zewnątrz, nie ona o tym decyduje. To decyzja ojca, który odmawia złożenia przysięgi na Book Common Prayer, co powoduje, że rodzina Hale`ów musi opuścić probostwo w rolniczym Helstone na południu Anglii i przenieść się do przemysłowego miasta na Północy – Milton (w rzeczywistości Manchester, który w XIX wieku zyskał sobie miano najpotężniejszego mocarstwa przemysłowego w ówczesnej Europie, zwany "cottonpolis" (bawełniane miasto) lub warehouse city (miasto-magazyn) był najpotężniejszym producentem bawełny w świecie i odegrał pierwszorzędną rolę w czasach rewolucji przemysłowej, jednocześnie to tutaj wzrastały myśli i ruchy społeczne tego okresu).
Margaret Hale godzi się z losem, przyjmuje ze spokojem tę zmianę, choć życie w mieście wydaje się na początku bardzo trudne, a sami mieszkańcy chłodni, twardzi, skoncentrowani na pracy i obojętni wobec siebie, a nawet wrodzy. Robotnicy wydają jej się jedną, szarą masą, miasto przytłacza ją ciężką atmosferą. Kłęby gęstego dymu z kominów powodują, że nad miastem unosi się mgła, a w powietrzu jest pył, który osiada na domach i wszystkich przedmiotach.
Autorka artykułu opisuje, jakim dla Margaret szokiem był przyjazd do Milton. Przyzwyczajona do życia na wsi, blisko natury, musi opuścić swoje ukochane rodzinne Helstone, by pojechać do miejsca, które jest jego zaprzeczeniem. Przyzwyczajona do interpretacji zjawisk przy pomocy pojęć pochodzących ze świata przyrody, Margaret mylnie bierze kłąb dymu unoszący się z kominów nad miastem za chmurę niosącą deszcz, podobnie zresztą jak „wielookienne budynki fabryczne” porównuje w myślach do kurników.
Świat natury ustępuje tu jednak wytworom przemysłu, ulegają zmianie wrażenia zmysłowe: „Bliżej miasta powietrze miało nikły smak i zapach dymu, być może było raczej pozbawione woni trawy i ziół, niż miało jakiś wyraźny smak czy zapach.”
Ważne jest także opisywane przez Gaskell, towarzyszące bohaterom rzuconym w to odmienne od znanego sobie środowisko, poczucie przytłoczenia nieznanym sobie miejscem i panującym tu pośpiechem: „wielkie załadowane wozy blokowały niezbyt szerokie arterie”, „ludzie tłoczyli się na ścieżkach”, „w bocznych ulicach znajdowało się wiele fabryk, z których dwa czy trzy razy dziennie wylewały się strumienie mężczyzn i kobiet”.
Jak pisze Ilona Dobosiewicz, ludzka aktywność w mieście wydaje się w pełni skoncentrowana na osiągnięcie konkretnego materialnego celu, wszyscy się gdzieś pieszą i nie zwracają uwagi na otoczenie. Ludzie wydają się obojętni wobec siebie.
To z pewnością mogło rodzić u nowych przybyszów poczucie zagrożenia. Organizacja miasta także jest odmienna od świata przyrody z jego nieregularnością, ulice Milton były proste, zabudowane „regularnymi małymi ceglanymi domami”, niemal mechaniczne. Człowiek wydaje się tylko trybikiem potężnej maszyny, która może niemal zmielić go na popiół, taki właśnie los spotyka Bessy Higgins, która jest ofiarą pracy w przędzalni, o czym będzie mowa później.
Margaret jest przytłoczona Milton, czuje się w mieście źle i obco, ale zmienia się to z chwilą, gdy „znajduje jakiś osobisty cel”, gdy spotyka na ulicy robotnika, a potem zaprzyjaźnia się z jego córką – odwiedzając rodzinę Higginsów w robotniczej dzielnicy, odbywa swoją kolejną podróż – poznaje życie ludzi, których dotąd spotykała jedynie przelotnie na ulicy.
Młoda kobieta, która zna jedynie życie rolniczego południa oraz zamożnego londyńskiego mieszczaństwa odkrywa zupełnie sobie dotąd nieznany świat – życie robotników przemysłowego miasta, który muszą walczyć o byt, których nękają głód i choroby – jej przyjaciółka Bessy Higgins umiera w końcu na pylicę bawełnianą (włókienniczą, bawełnicę).
Choroba ta, po raz pierwszy medycznie opisana w 1860 roku, występuje u pracowników przemysłu tekstylnego, powstaje pod wpływem długotrwałego wdychania pyłu bawełnianego. Jest to rodzaj alergii błony śluzowej oskrzeli na ten pył, objawiający się dusznością, uczuciem ściskania w klatce piersiowej oraz kaszlem. To choroba związana z rozwijającym się przemysłem, który prócz niesamowitego rozwoju niósł za sobą także zagrożenia.
Jednak sami fabrykanci, tacy jak Thornton, wydają się rozumieć, że muszą myśleć o zdrowiu swych pracowników, co leży także w ich interesie – montują więc w fabrykach koła – rodzaj filtrów, które mają zapobiec wchłanianiu przez robotników śmiercionośnych bawełnianych pyłów.
Gaskell wprowadza do swojej fabuły postać Bouchera, człowieka, który znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji niż Higginsowie - „mieszka w sąsiedniej sieni z chorą żoną i ośmioma dzieciakami, z których żadne nie jest jeszcze w takim wieku, by mogło pracować”, jego żona nie ma chleba dla siebie, ale dlatego że nie może znieść widoku głodujących maluchów”. Boucher mówi do Higginsa: „Pięć szylingów na tydzień może wystarczać dla ciebie, przy dwóch osobach do wykarmienia, z których jedna może łatwo sama zarobić na siebie, ale dla nas to głodówka”.
Pan Hale odwiedza Boucherów i tak mówi o życiu w mieście: „z trudem potrafię porównać jeden z tych domów z naszymi domkami w Helstone. Widziałem tu meble, których nasi robotnicy rolni nigdy by nie kupili, i zwykłe jedzenie, które oni skłonni są uważać za luksusowe, ale w końcu dla tych rodzin nie ma innego źródła utrzymania – teraz, gdy nie mają swoich zwykłych tygodniowych pensji – poza lombardami. Trzeba nauczyć się innego języka i inną miarą oceniać wszystko tutaj, w Milton”.
Wśród nowych zagrożeń w przemysłowym mieście jest także groźba strajków i rozruchów, które były wynikiem wzrastającej świadomości społecznej robotników i ich determinacji, ale także słabości nowej gałęzi przemysłu, jaką było przędzalnictwo, które musiało walczyć z tańszą konkurencją i znajdowało z trudem rynki zbytu dla swoich wyrobów. Z tym problemem musi borykać się John Thornton, ambitny fabrykant, dzierżawca przędzalni, który doszedł do majątku własnymi rękami i może powiedzieć z czystym sumieniem, że zawdzięcza to tylko własnej pracy. Strajk powoduje, że aby sprostać zamówieniom musi zatrudnić pomoc z zewnątrz – sprowadza Irlandczyków, co wywołuje rozruchy w mieście, wściekli robotnicy Thorntona wdzierają się na teren jego fabryki, rozlewowi krwi zapobiega dopiero interwencja Margaret, która przypłaca to raną głowy - rzucony przez jednego w robotników kamień, który miał dosięgnąć Thorntona, trafia właśnie ją, gdy kierując się zasadami chrześcijańskimi stanęła między podburzonym tłumem a fabrykantem.
Margaret, wiedząc jak żyje Boucher i jemu podobni, potrafi zrozumieć motywy działania robotników i ich determinację: „byli jak Boucher, z głodującymi dziećmi w domach, liczący na ostateczne zwycięstwo w swych staraniach o wyższe pensje i rozwścieczeni ponad miarę odkryciem, że sprowadzono Irlandczyków, którzy ograbią ich z okruchów chleba”. Życie w przemysłowym mieście przypomina twardą i bezlitosną walkę o byt.
Strajk jest zakończony, ale Thornton musi pokonać długą drogę, poznać „swoich ludzi”, zaprzyjaźnić się z robotnikiem, by zacząć „po ludzku” zarządzać fabryką. Jednak w momencie, gdy wydaje się, że jego eksperyment społeczny się powiódł, a robotnicy zaczynają mu ufać, następuje krach - rynek bawełny był wówczas słaby i reagował mocno na wszelkie wahania. Thornton traci wszystko, ale pozostaje z ambicjami na przyszłość, ale teraz już ma za sobą robotników, którzy widzą w nim uczciwego „pana” i podpisują petycję, że chcą dla niego pracować, jeśli znowu będzie mógł zatrudnić ludzi i rozpocząć produkcję.
Ci dwaj bohaterowie – dziewczyna z Południa, córka pastora, Margaret Hale i fabrykant z Północy, „self-made man”, John Thornton odbywają jeszcze jedną podróż - w głąb siebie, weryfikując własną świadomość, i w stronę innej osoby, niejako wychodząc jej naprzeciw (czego symbolem jest znane z adaptacji filmowej końcowe spotkanie dwojga kochanków na peronie w połowie drogi między Londynem i Milton) , bowiem najpierw poznają poglądy drugiej strony, spierają się, ona zarzuca mu brak humanitaryzmu (chodzi o stosunek do robotników), on jej – nieznajomość zasad panujących w handlu i przemyśle, jednak w końcu każde z nich modyfikuje swoje poglądy - ona pozbędzie się sielankowego wyobrażenia życia na Południu, zda sobie sprawę z jałowości życia londyńskich krewnych oraz doceni zalety ludzi z Milton, w tym zakochanego w niej Thorntona, a on z fabrykanta skoncentrowanego na własnych ambicjach i misji związanej z rozwijaniem nowej gałęzi przemysłu przemieni się w kogoś, kto będzie kierował fabryką zgodnie z zasadami chrześcijańskimi, który będzie w pracującym dla siebie robotniku widział człowieka, którego los nie będzie mu obojętny.
Ostatecznie to Margaret Hale, powierzając mu odziedziczony majątek i własną rękę, pomoże mu zrealizować te plany. Tak by przemysł był, według słów samej Gaskell: „A Great Engine for Good”.
Thornton pod koniec powieści mówi, że jest: "u ludzi potrzeba osiągnięcia wspólnego celu, który niezmiennie prowadzi do tego, że szukają możliwości i sposobów na to, żeby się wzajemnie rozumieć i poznawać ze sobą, a nawet zwyczajów czy sposobów przemawiania. Powinniśmy się lepiej rozumieć, a nawet ośmielam się powiedzieć, że więcej lubić nawzajem [...] Moim jedynym życzeniem jest mieć sposobność podtrzymania jakichś stosunków z robotnikami poza zwykłą „wypłatą gotówki”. A to może być poszukiwany punkt Archimedesa, z którego można poruszyć ziemię".
Margaret Hale ostatecznie pożegna swą młodość związaną z życiem na wiejskim Południu Anglii i zaakceptuje, mimo świadomości jego wad, przemysłowe północne miasto Milton i zwiąże z nim swą przyszłość, odnajdując swój cel w życiu, we wspólnej pracy z ukochanym dla dobra ogółu.
------------------------------------------------------------
1. Ilustracja pochodzi z czasopisma The Graphic - brytyjskiego tygodnika, ukazującego się od 1869 r.
2.Pracownicy przędzalni z okolicy Manchesteru 1851. Ilustracja pochodzi z The Illustrated London News
3. Fotos z filmu: Nicholas Higgins i Mary, jego córka
4. Fotos z filmu: Thornton i Margaret na tle zabudowań przędzalni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz