Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

poniedziałek, 28 września 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 8

Rozdział 8

Z powodu szacunku dla bólu pastora nastąpiła krótka przerwa w składaniu wizyt. Dało to czas pani Rose, by zmniejszyła rygor swojej żałoby.

Na Boże Narodzenie panna Tomkinson rozesłała zaproszenia na przyjęcie. Panna Caroline raz czy dwa razy przepraszała mnie za to, ponieważ takie wydarzenie nie miało wcześniej miejsca, ale, jak powiedziała, „ich codzienne zajęcia uniemożliwiały organizowanie podobnych małych zjazdów, z wyjątkiem wakacji”.

I jak można było się spodziewać, kiedy tylko rozpoczęły się święta, nadeszła króciutka uprzejma wiadomość:
„Panny Tomkinson proszą panią Rose i pana Harrisona na herbatę wieczorem, w poniedziałek, 23 bieżącego miesiąca. Początek o godzinie 17”.

Na tę wieść pani Rose zareagowała jak koń bojowy na dźwięk trąbki. Nie była w usposobieniu do sarkania, ale sądziłem, że uważała, że część Duncombe, która zwykła wydawać przyjęcia, zrezygnowała już z zapraszania jej, właśnie w tym momencie, gdy ona zdecydowała się ustąpić. Teraz więc przyjęła zaproszenie, zgodnie z życzeniami zmarłego pana Rose.

Znajdowałem wszędzie tyle skrawków białego krosna wstążkowego, że dywan wyglądał nieporządnie. W dodatku, pewnego dnia, niefortunnie, przyniesiono mi przez pomyłkę małe pudełeczko. Nie spojrzałem na adres, gdyż nie wątpiłem, że jest to jakiś środek do znieczulenia, którego nadejścia z Londynu właśnie oczekiwałem, więc rozdarłem papier i ujrzałem kartkę papieru ze słowami napisanymi dużymi literami: „Nigdy więcej siwych włosów”. Złożyłem ją w pośpiechu, zakleiłem ponownie i dałem przesyłkę pani Rose. Nie mogłem się jednak powstrzymać od zapytania jej wkrótce potem, czy może mi polecić jakiś środek, który by sprawił, że moje włosy nie będą siwieć. Dodałem, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Myślę, że odgadła, że na papierze był mój stempel, gdyż dowiedziałem się, że płakała i że mówiła, że nie ma nikt współczucia dla niej po śmierci pana Rose i że liczy dni do tej chwili, gdy będzie mogła się z nim połączyć w lepszym świecie. Sądzę, że liczyła także dni do przyjęcia u panny Tomkinson, gdyż tak wiele o nim mówiła.

Zabrano okrycia z krzeseł panny Tomkinson, zasłon i sof, a na środku stołu umieszczono wielki słój pełen sztucznych kwiatów, który, jak panna Tomkinson mi powiedziała, sama przygotowała, ponieważ uwielbiała piękno i artyzm w życiu.
Panna Tomkinson stała przy drzwiach, wyprostowana jak grenadier, przyjmując przyjaciół i serdecznie ściskając ich ręce, gdy wchodzili. I mówiła, że naprawdę się cieszy na ich widok.
I faktycznie tak było.

Wypiliśmy herbatę i panna Caroline przyniosła małą talię kart do rozmowy – plik tekturowych kartoników z intelektualnymi i sentymentalnymi pytaniami po jednej stronie i intelektualnymi i sentymentalnymi odpowiedziami po drugiej. Ponieważ odpowiedzi pasowały do każdego pytania oraz do wszystkich, możesz sobie przedstawić, że to było nieciekawe i nudne.

Właśnie zostałem zapytany przez pannę Caroline: „Czy możesz powiedzieć co myśli o tobie w tej chwili najdroższa ci osoba” i odpowiedziałem: „Nie można oczekiwać, że ujawnię takie sekrety w towarzystwie”, kiedy służąca zaanonsowała pewnego gentlemana, mojego przyjaciela, który chciał ze mną rozmawiać.
- Och, wprowadź go, Martha, wprowadź go! – zawołała panna Tomkinson serdecznie.
- Każdy przyjaciel naszego przyjaciela jest mile widziany” – dodała aluzyjnie panna Caroline.

Zerwałem się jednak, myśląc, że to ktoś w interesach, ale byłem uwięziony przez dwa skrzyżowane, połączone stoły, które broniły mi przejścia z obu stron, tak, że nie mogłem uwolnić się tak szybko, jak chciałem, by temu zapobiec.

Martha wprowadziła Jacka Marshlanda, który znajdował się obecnie w drodze do domu na święta. W serdeczny sposób podszedł do mnie, kłaniając się pannie Tomkinson i wyjaśniając, że znalazł się w pobliżu i miał zamiar spędzić noc u mnie i że moja służąca skierowała go tam, gdzie właśnie byłem.

Jego głos, zawsze donośny, w małym pokoju, w którym wszyscy zebrani rozmawiali cicho, brzmiał jak głos mitycznego Stentora (1). Nie nasilił się w tonie, był głośny od początku. Od razu wydawało się, jakby dni mojej młodości powróciły, gdy mogłem usłyszeć ten męski głos. Czułem się dumny z mojego przyjaciela, gdy dziękował pannie Tomkinson za jej uprzejmość, gdy poprosiła, by został z nami.

Powoli zbliżył się do mnie i zapewne uważał, że ściszył głos, ponieważ wydawało się, że mówił do mnie coś poufnie, podczas gdy w rzeczywistości cały pokój mógł usłyszeć jego słowa:
- Frank, mój przyjacielu, kiedy zjemy obiad u tej dobrej starszej damy. Jestem piekielnie głodny.
- Obiad! Też coś! Piliśmy herbatę godzinę temu.

W czasie tej rozmowy weszła Martha z małą tacą, na której stała filiżanka kawy i leżały 3 wafle. Jego konsternacja i wyraz pogodzenia się z wyrokiem losu bawiły mnie tak bardzo, że pomyślałem, że powinien posmakować jeszcze życia, jakie wiodłem od miesięcy i porzuciłem plan zabrania go od razu do domu. Cieszyłem się, przewidując jak serdecznie będziemy się śmiali razem, pod koniec wieczoru. Zostałem ukarany za moją decyzję.

- Bawimy się dalej? – zapytała panna Tomkinson, która nigdy nie rezygnowała z zadawania pytań.
Zaczęliśmy więc grę w pytania i odpowiedzi z niewielką korzyścią dla towarzystwa.

- Nie takie rzeczy są stawką w tej grze, prawda, Frank? – zapytał Jack, który obserwował nas. - Nie stracisz 10 funtów za jednym razem, jak to było w Londynie. Nie dla pieniędzy, ale z miłości, jak sądzę?


Panna Caroline uśmiechnęła się głupawo i spojrzała w dół. Jack nie myślał o niej. Miał na myśli dni, które spędzaliśmy w tawernie Mermaid. Nagle zapytał:
- Gdzie byłeś w tym samym czasie rok temu, Frank?
- Nie pamiętam – odpowiedziałem.
- Więc powiem ci. To był 23 – w tym dniu zostałeś zatrzymany za to, że uderzyłeś człowieka na ulicy Long Acre i musiałem wpłacić kaucję za ciebie, żebyś mógł wyjść na święta Bożego Narodzenia. Jesteś dziś wieczór w dużo przyjemniejszej sytuacji.

Nie chciał, by tą wzmiankę ktokolwiek usłyszał, ale nie był ani trochę urażony, kiedy panna Tomkinson z wyrazem twarzy na której widoczne było złowieszcze zaskoczenie, zapytała:
- Pan Harrison zatrzymany, proszę pana?
- O, tak, proszę pani. I widzi pani, że to była tak zwyczajna sprawa dla niego, że wygląda tak, jakby nie pamiętał dat różnych swoich zatrzymań.

Śmiał się serdecznie i powinienem uczynić to samo, ale widziałem, jakie to zrobiło wrażenie. Sprawa, w rzeczywistości, była dość prosta i łatwo było ją wytłumaczyć:
Byłem wówczas rozgniewany, bo zobaczyłem wielkiego potężnego faceta, który bezmyślnie złamał laskę kalece, i uderzyłem tego człowieka mocniej niż zamierzałem, a przewrócony odszedł, wołając policję, a ja musiałem pozostać, zanim urzędnik sądowy mnie nie zwolnił.

Jednak gardziłem wyjaśnieniem tego tutaj. Nie do nich należało, co robiłem rok temu, a Jack mógł o tym nie mówić. Jednakże ten niesforny człowiek był zdecydowany iść dalej, i powiedział mi później, że chciał wprowadzić nieco życia w to kółko starszych dam i, idąc za tą myślą, przypominał sobie każde zabawne wydarzenie, w jakim uczestniczyliśmy, w związku z tym opowiadał i śmiał się do rozpuku.

Próbowałem pomówić z panną Caroline, z panią Munton - z kimkolwiek, ale Jack był bohaterem wieczoru i każdy słuchał jego opowieści.

- Odkąd tu przybył nigdy nie wysłał żadnego zabawnego listu, prawda? Dobry chłopak! Zaczął nowe życie. Był najbardziej sprytnym człowiekiem, jakiego znałem. A jakie anonimowe listy wysyłał! Czy pamiętasz panią Walbrook, Frank? To było takie okropne! (wciąż się śmiał) Nie, nie opowiem o tym, nie bój się. Taki karygodny żart! (śmiał się znowu).
- Proszę, opowiedz! – wykrzyknąłem, gdyż sprawił, że to wydawało się gorsze niż rzeczywiście było.
- Och, nie, nie. Wypracowałeś tu lepszy wizerunek. Nie mogę zniszczyć twoich obiecujących starań. Pogrzebiemy przeszłość w niepamięci.

Próbowałem opowiedzieć moim sąsiadkom historię, do której on robił aluzję, ale wesoły sposób bycia Jacka pociągał je i nie dbały o to, by usłyszeć proste wyjaśnienia faktów.

Potem była przerwa. Jack rozmawiał prawie spokojnie z panną Horsman. Nagle odezwał się do mnie poprzez pokój:
- Ile razy polowałeś? Żywopłoty zagęściły się bardzo późno w tym roku, ale musiałeś spędzić wiele przyjemnych dni.
- Nie polowałem wcale. – odpowiedziałem krótko.
- Wcale? Uff! Dlaczego pomyślałem, że to jedna z większych atrakcji Duncombe?

To była prowokacja! Mógł wtedy złożyć mi wyrazy współczucia i tym samym utrwalić kwestię w umysłach każdego z obecnych na przyjęciu.
Tace z kolacją zostały wniesione i nastąpiło przesuwanie miejsc. On i ja byliśmy znowu blisko siebie.
- Frank, czy będziesz mnie przekonywał, że nie oczyszczę tej tacy, zanim inni będą już gotowi na drugą porcję? Jestem głodny jak wilk.
- Zjesz kotlet wołowy i udziec barani, kiedy dotrzesz do domu. Tylko dobrze zachowuj się tutaj.
- Dobrze więc, ze względu na ciebie. Ale trzymaj mnie z dala od tych tac, albo nie odpowiadam za siebie. „Trzymaj mnie albo zawalczę” – jak mawiają Irlandczycy. Podejdę i powiem to tej małej starszej pani w niebieskim i usiądę tyłem do tych duchów jedzenia.

Usiadł przy pannie Caroline, której mógłby nie spodobać się ten opis jej samej, i zaczął poważną, spokojną rozmowę.

Starałem się być tak uprzejmy, jak umiałem, aby pozbyć się tego wrażenia, jakie wywarł na towarzystwie, ale odkryłem, że każdy stawał się nieco sztywny, gdy podchodziłem i nie ośmielałem się zrobić żadnej uwagi.

W trakcie moich wysiłków usłyszałem jak panna Caroline prosi Jacka, by podał jej kieliszek wina. Zobaczyłem, jak on nalewa sobie to, co wydawało się winem porto. Ale nagle odłożył kieliszek na bok, wykrzykując:
- Ocet, na Jowisza!

Skrzywił strasznie twarz, a panna Tomkinson podeszła w dużym pośpiechu, by wyjaśnić sprawę. Okazało się, że to było wino z czarnej porzeczki, którym ona specjalnie się szczyciła. Wypiłem dwa kieliszki, aby jej się przypochlebić i mogę zaświadczyć, że było kwaskowe. Nie sądzę, że spostrzegła moje wysiłki, była tak bardzo pochłonięta słuchaniem usprawiedliwień tej nietaktownej uwagi. Powiedział jej, z najpoważniejszym wyrazem twarzy, że ma jedynie niejasne wspomnienie różnicy między winem i octem, zwłaszcza, że wystrzega się tego drugiego, ponieważ ocet podlega podwójnej fermentacji. I że wyobraził sobie, że panna Caroline poprosiła go, by wzniósł toast, a on nigdy nie powinien był tknąć karafki.


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Przypisy:
1. Stentor - bohater Iliady, słynny z potężnego głosu, stąd — głos stentorowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz