Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

środa, 11 listopada 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 26

Rozdział 26

Pan Morgan był w domu ledwie od dwóch godzin, gdy wezwano go do probostwa.
Sophy wróciła, a ja o tym nie wiedziałem. Przyjechała chora i znużona, pragnęła odpoczynku, a ten odpoczynek przynosił ze sobą budzące obawy zmiany. Pan Morgan zapomniał o wszystkich swych paryskich przygodach i o całym swym strachu przed panną Tomkinson, kiedy zobaczył Sophy. Miała gorączkę, która poczyniła przerażające postępy.

Kiedy powiedział mi o tym, chciałem wyłamać drzwi probostwa, żeby ją zobaczyć. Ale opanowałem się i tylko przeklinałem moje niezdecydowanie, które spowodowało, że nie napisałem do niej. Dobrze, że nie miałem pacjentów, gdyż przypadła by im jedynie znikoma część mojej uwagi. Czekałem na pana Morgana, który mógł ją odwiedzać i to robił. Ale z tego co opowiadał wynikało, że środki, jakie zastosował, były bezskuteczne. Nie mogły zahamować takiej nagłej i gwałtownej choroby.

Och. Gdyby tylko pozwolono by mi się z nią zobaczyć! Ale to nie wchodziło w rachubę. Nie tylko pastor uważał mnie za kogoś w rodzaju libertyna jak Lothario (1), ale wątpliwości dotyczyły także moich medycznych umiejętności.

Wiadomości były coraz gorsze. Nagle podjąłem decyzję. Szacunek, jaki pan Morgan żywił do Sophy sprawił, że był bardziej niż zwykle bojaźliwy w podejmowaniu medycznych decyzji. Dosiadłem konia i pogalopowałem do Chesterton. Złapałem pociąg ekspresowy do miasta.

Poszedłem do Dr… i opowiedziałem mu szczegółowo o przypadku. Słuchał, ale tylko potrząsał głową. Napisał receptę na kartce i zalecił lekarstwo, które jeszcze nie było w powszechnym użyciu – preparat, który w istocie zawierał truciznę.
- To może ją uratować – powiedział. – To szansa w takim stadium choroby, jakie pan opisuje. Trzeba jej to dać piątego dnia, jeśli serce to zniesie. U Crabbe`a przygotują ten preparat najbardziej umiejętnie. Proszę o wiadomości, proszę pana.

Poszedłem do Crabbe`a. Zapytałem, czy mógłbym przygotować go sam, ale ręce mi się tak trzęsły, że nie mogłem zważyć składników. Poprosiłem młodego człowieka, by wykonał to za mnie. Wyszedłem, nie tknąwszy jedzenia, na stację, z lekarstwem i receptą w kieszeni.
Z powrotem popędziłem przez wieś. Dotarłem do Bay Aldon, gdzie czekał na mnie koń i pogalopowałem do Duncombe.

Ale kiedy dotarłem na szczyt wzgórza ponad starą halą, skąd widać było po raz pierwszy miasteczko, ściągnąłem uzdę, ponieważ pomyślałem, że może ona już nie żyje i bałem się o tym przekonać. Głogi dalej rosły w lesie, owieczki pasły się na łąkach, pieśń drozda wypełniała powietrze, ale to tylko pogłębiało mój strach.
- A co, jeśli w całym tym świecie pełnym radości i życia, ona leży martwa!

Usłyszałem cichy i jasny dźwięk dzwonów. Nie mogłem ich słuchać. Czemu biją dzwony? Czy ogłaszają śmierć? Nie! Dzwoniły na godzinę ósmą. Pognałem konia ostrogami w dół wzgórza. Popędziliśmy do miasta. Wprowadziłem osiodłanego konia do stajni i poszedłem do pana Morgana.
- Jak ona? – zapytałem. – Jak ona się czuje?
- Jest bardzo chora. Mój drogi panie, widzę, co się z panem dzieje. Ona może przeżyć, ale boję się. Mój drogi panie, jestem bardzo zaniepokojony.

Powiedziałem mu o mojej podróży i konsultacji z Dr…. Pokazałem mu receptę. Jego ręce trzęsły się, kiedy zakładał okulary, żeby ją przeczytać.
- To bardzo niebezpieczne lekarstwo, proszę pana – odparł pokazując palcem nazwę trucizny.
- To nowy preparat – odpowiedziałem. – Dr… długo nad nim pracował.
- Nie ośmielę się go podać – odpowiedział. – Nigdy tego nie próbowałem. To musi być bardzo silny lek. Nie odważę się eksperymentować w tym przypadku.

Chyba tupnąłem nogą zniecierpliwiony, ale to na nic się zdało. Na próżno podróżowałem. Im bardziej przekonywałem go, że tak groźny przypadek wymaga zastosowania najmocniejszego środka, tym bardziej stawał się nerwowy. Powiedziałem, że porzucę naszą spółkę, groziłem tym, chociaż rzeczywiście czułem, że powinienem to zrobić i podjąć taką decyzję, zanim Sophy zachorowała, skoro utraciłem zaufanie pacjentów. On tylko odparł:
- Nie mogę nic na to poradzić, proszę pana. Będę żałował ze względu na pana ojca, ale muszę wykonywać moje obowiązki. Nie ośmielę się podjąć ryzyka zaaplikowania pannie Sophy tak silnego lekarstwa – preparatu ze śmiertelnej trucizny.

Opuściłem go bez słowa. Miał rację, trwając przy swoich przekonaniach, widzę to teraz, ale wówczas uważałem go za nieludzkiego i upartego.


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Przypisy:

1. Lothario - postać libertyna i uwodziciela w sztuce „The Fair Penitent” angielskiego dramatopisarza Nicholasa Rowe (1674-1718).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz