Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

piątek, 9 października 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 14

Rozdział 14

Sprawy szły gładko, ogólnie biorąc. Zapis pana Holdena nadszedł we właściwym momencie, więc czułem, że jestem dość bogaty. Pomyślałem, że kiedy pani Rose opuści dom, a Sophy się do niego wprowadzi, pięćset funtów pozwoli mi go umeblować. Cieszyłem się, wyobrażając sobie także, że Sophy zauważy, jak różni się mój stosunek do niej wobec tego jak odnoszę się do innych osób, i że w rezultacie będzie zakłopotana i nieśmiała, ale że nie będzie ze mnie niezadowolona. Wszystko jawiło mi się w tak radosnych barwach, że wydawało mi się, że latam na skrzydłach, a nie chodzę na nogach.

Byliśmy bardzo zaabsorbowani pracą, ale nie mieliśmy zmartwień. Mój spadek trafił na ręce pana Bullocka, który do swej prawniczej profesji, dołączył kwestie rozliczeń bankowych. W odpowiedzi na jego radę dotyczącą inwestycji (których nigdy nie zamierzałem podejmować, mając w głowie bardziej czarujący, jeśli nawet mniej korzystny sposób ulokowania gotówki) zacząłem uczyć go chemii rolnej. Byłem tak bardzo szczęśliwy, że pragnąłem sprawiać każdemu przyjemność.

Mając w pamięci ogólne zaproszenie pani Bullock na obiad, pewnego dnia wybrałem się tam niespodziewanie. Ale było tyle zamieszania, spowodowanego źle ukrytymi przygotowaniami, wynikającymi z mojego przybycia, że nigdy więcej się tam nie pojawiłem. Jej mały chłopiec wszedł do pokoju, aby powtórzyć wyraźnie słyszalne zapytanie kucharki:
- Czy jeśli to dżentelmen, to ona ma wysłać najlepszą zastawę obiadową i deserową?

Udałem głuchego, ale zdecydowałem, że nigdy więcej tam nie pójdę.
Panna Bullock i ja tymczasem zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Odkryliśmy, że wzajemnie nie darzymy się sympatią i ucieszyło nas to odkrycie, Jeśli ludzie są coś warci, ten rodzaj niechęci jest dobrym początkiem przyjaźni. Spostrzegłem, że panna Bullock jest rozsądna i nawet łagodna, kiedy tylko nie jest poirytowana wysiłkami swej macochy, która próbowała się nią chwalić przed innymi. Jednak mogła dąsać się godzinami po tym, jak pani Bullock napastliwie wyrażała pochwały jej zalet. A nigdy nie widziałem tak dzikiej pasji, jak w chwili, gdy weszła do pokoju, gdy pani Bullock mówiła mi o wszystkich propozycjach małżeństwa, jakie jej złożono.

Mój spadek sprawił, że czułem, że stać mnie na rozrzutność. Przetrząsnąłem wieś w poszukiwaniu pięknych bukiecików kamelii, które wysłałem Sophy na Walentynki. Nie ośmieliłem się dołączyć wiersza, ale chciałem, by kwiaty przemówiły w moim imieniu i powiedziały, jak ją kocham.

Złożyłem tego dnia wizytę pannie Tyrrell. Panna Caroline uśmiechała się głupio bardziej niż zwykle i była bardziej pretensjonalna niż zawsze, pełna aluzji odnoszących się do tego dnia.
- Czy pan przywiązuje wagę do małych uprzejmości w tym dniu, panie Harrison? – zapytała w cierpiącym tonie.

Pomyślałem o moich kameliach i odpowiedziałem, że sądzę, że ktoś może wykorzystać taki moment, aby wspomnieć o uczuciu, którego w pełni nie potrafi wyrazić.
Przypomniałem sobie później, że po wyjściu panny Tyrell, zrobiła wymuszony pokaz kart walentynkowych. Ale nie zwróciłem na to wówczas uwagi. Moja głowa była zbyt zajęta myślą o Sophy.

To stało się w dzień, kiedy John Brouncker, ogrodnik, który miał pieczę nad naszymi ogródkami, upadł i zranił się poważnie w nadgarstek (Nie podam ci szczegółów tego przypadku, ponieważ one cię nie zainteresują, są zbyt techniczne. Jeśli to jednak cię ciekawi, znajdę je w „Lancecie” z sierpnia tego roku).
Wszyscy lubiliśmy Johna i ten wypadek był nieszczęściem całego miasta. Ogrody potrzebowały fachowej ręki.

Obaj, pan Morgan i ja, poszliśmy do niego. To był bardzo trudny przypadek, a jego żona i dzieci płakały z żałości. On sam był w wielkiej zgryzocie, ponieważ został wytrącony z pracy. Błagał nas, byśmy zrobili coś, żeby mógł wykurować się szybko, bo nie może sobie pozwolić na unieruchomienie, mając szóstkę dzieci, które od niego zależą. Nie porozumieliśmy się w jego obecności, ale obaj wiedzieliśmy, że może stracić rękę, a to była ręka prawa. Przegadaliśmy ten temat w drodze do domu. Pan Morgan nie miał wątpliwości, że tak się stanie.

Wróciłem w porze obiadu, aby zobaczyć tego biednego człowieka. Był rozgorączkowany i zaniepokojony. Pochwycił jakieś słowa wypowiedziane przez pana Morgana tego ranka i zgadywał, podjęcie jakich środków rozważaliśmy. Kazał żonie opuścić pokój, by porozmawiać ze mną na osobności.
- Jeśli mogę pana prosić, proszę pana, wolałbym raczej umrzeć od razu niż mieć uciętą rękę i być ciężarem dla mojej rodziny. Nie boję się śmierci, ale nie zniosę tego, że będę kaleką całe życie, jedząc chleb i nie mogąc na niego zarobić.
Łzy widoczne były w jego oczach.

Cały czas miałem więcej wątpliwości związanych z koniecznością amputacji niż pan Morgan. Znałem ulepszoną metodę leczenia takich przypadków. Za jego czasów stosowane były w chirurgii metody agresywne i szybkie. Dałem więc temu człowiekowi pewną nadzieję.

W to popołudnie spotkałem pana Bullocka.
- Słyszałem, że spróbuje pan jutro przeprowadzić amputację ręki. Biedny John Brouncker! Mówiłem mu, że nie jest dość uważny, wchodząc na drabinę. Pan Morgan jest tym podekscytowany. Prosił mnie, bym był obecny, by zobaczyć, jak dobrze operuje człowiek z Guys Hospital. Jest pewien, że pan to wspaniale wykona. Fe! Dziękuję za takie widoki.
Rumiany pan Bullock stał się nieco bledszy na myśl o tym.
- Ciekawe, jak w sposób profesjonalny człowiek patrzy na te rzeczy. Taki pan Morgan - cały czas jest tak dumny z pana, jakby był pan jego własnym synem, pocierając dosłownie ręce na myśl o tym największym osiągnięciu, tym powodzie do dumy. Powiedział mi właśnie, że zdaje sobie sprawę, że jest zbyt nerwowy, by być dobrym chirurgiem i wolał posyłać po White`a (1) do Chesterton. Ale teraz każdy, kto chce, może mieć poważny wypadek, bo on ma pana w pobliżu.

Powiedziałem panu Bullockowi, że naprawdę sądzę, że można uniknąć amputacji, ale był zbyt zaabsorbowany myślą o niej i nie zależało mu na tym, by mnie wysłuchać.
Całe Duncombe o tym mówiło. To urok małego miasta, które jest tak współczująco przepełnione tym samym wydarzeniem. Nawet panna Horman zatrzymała mnie, by zapytać o Johna Brounckera z zainteresowaniem. Wylała jednak zimną wodę na moją głowę, którą przepełniała myśl o uratowaniu ramienia.
- Jeśli chodzi o żonę i rodzinę, zadbamy o nich. Panie Harrison, proszę pomyśleć o tym, że to świetna okazja dla pana, aby się pan pokazał.
To było w jej stylu. Zawsze gotowa była robić nieprzyjemne aluzje, sugerujące interesowne motywy postępowania.

Pan Morgan usłyszał moją propozycję dotyczącą sposobu leczenia, dzięki której można by było uratować rękę.
- Nie zgadzam się z panem, panie Harrison. – powiedział – Żałuję tego, ale „in toto” (2) różnimy się w tym względzie. Pana czułe serce zwodzi pana w tym przypadku. Nie ma wątpliwości, że trzeba wykonać amputację, nie później niż jutro rano, muszę to powiedzieć. Tak się urządziłem, że jutro nie mam wizyt i mogę być przy tym obecny, proszę pana. Będę szczęśliwy, że będę mógł panu asystować. To taki moment, że mógłbym wykorzystać swoje zwierzchnictwo, aby operować, ale małe drżenie w mojej ręce mi to uniemożliwia.

Wymieniałem ponownie powody, dla których nie chcę przeprowadzać operacji, ale on był uparty. W istocie, chwalił się tak bardzo moimi zdolnościami chirurga, że z niechęcią myślał o tym, że utracę taką okazję pokazania swoich umiejętności. Nie zdawał sobie sprawy, że większą sztuką było uratowanie tej ręki albo nie myślał o tym w tym czasie. Złościłem się na jego staromodne ograniczenie, jak sądziłem, i zacząłem upierać się przy mojej decyzji. Rozeszliśmy się bardzo chłodno i poszedłem do Johna Brounckera, aby powiedzieć mu, że mogę uratować rękę, jeśli on odmawia zgody na amputację.

Kiedy trochę się uspokoiłem, zanim do niego się wybrałem, pomyślałem, że muszę zaradzić niebezpieczeństwu związanemu ze szczękościskiem, ale ogólnie biorąc, po gruntownym przemyśleniu całego tego przypadku, byłem pewny, że moja metoda leczenia powinna być najlepsza.

On był rozsądnym człowiekiem. Powiedziałem mu o różnicy zdań między mną a panem Morganem. Przyznałem, że istnieje pewne ryzyko, towarzyszące metodzie nie opartej na amputacji, ale powinienem sobie z tym poradzić, i że sądzę, że potrafię zachować jego rękę.
- Z Bożą pomocą – powiedział z czcią.

Skłoniłem głowę. Nie lubię mówić zbyt często o wierze, która zawsze jest we mnie obecna, w to boskie błogosławieństwo, które jest wynikiem moich starań. Ale byłem zadowolony, że usłyszałem te słowa Johna, ponieważ przekonało mnie to, jak spokojne i pełne wiary jest jego serce. Pokładałem więc w nim od tego czasu wielkie nadzieje.
Zgodziliśmy się, że powinienem opowiedzieć panu Morganowi o powodach moich zastrzeżeń wobec amputacji i o zaufaniu Johna do mojej metody.

Zdecydowałem się uciec po pomoc do każdej książki, w której mógłbym znaleźć odniesienie do tego przypadku, aby przekonać pana Morgana, że mam wiedzę na ten temat.
Niefortunnie, odkryłem później, że w tym czasie spotkał pannę Horsman, co zdarzyło się, zanim zobaczyłem się z nim ponownie w jego własnym domu tego wieczoru. Ona napomknęła o tym, że bez wątpienia nie bez przyczyny wzbraniam się przed przeprowadzeniem operacji. Słyszała, że studenci medycyny w Londynie są bardzo źle przygotowani i nie słyną z regularnej obecności na zajęciach w szpitalach. Ona może się mylić, ale sądzi, że to może dobrze, że John Brouncker nie będzie miał amputowanej ręki, bo mogłaby powstać zgorzel po nieudanej operacji. To, być może, jedynie wybór między różnymi rodzajami śmierci.

Pan Morgan osłupiał, słuchając tego wszystkiego. Być może nie wyrażałem się z pełnym szacunkiem: byłem bardzo podekscytowany. Byliśmy tylko źli na siebie, chociaż on, muszę oddać mu sprawiedliwość, był bardzo uprzejmy cały czas, sądząc, że w ten sposób ukryje przykrość i rozczarowanie, jakie odczuwał. Nie próbował ukryć niepokoju stanem biednego Johna.

Poszedłem do domu znużony i przygnębiony. Przygotowałem dla Johna niezbędne środki i obiecując powrócić o świcie (chętnie bym został, ale nie chciałem, by niepokoił się swoim stanem), udałem się do domu. Zdecydowałem się usiąść i przestudiować metody leczenia podobnych przypadków.

Pani Rose zapukała do drzwi.
- Wejść! – powiedziałem wyraźnie.
Powiedziała, że widzi, że mam cały dzień jakiś problem, a ona nie może położyć się spać, zanim nie zapyta, czy nie może czegoś dla mnie zrobić. Była dobra i miła, więc musiałem powiedzieć jej coś na ten temat. Słuchała uprzejmie, a ja potrząsnąłem jej dłoń serdecznie, myśląc, że może nie jest bardzo mądra, ale jej dobre serce sprawia, że jest warta tuzin bystrych, twardych ludzi, takich jak panna Horsman.

Kiedy zjawiłem się tam o świcie, widziałem żonę Johna przez kilka minut za drzwiami. Wydawało się, że życzy swemu mężowi, by był raczej w rękach pana Morgana niż w moich, ale zdała mi tak dobrą relację, że ośmieliłem się mieć nadzieję, sądząc ze sposobu, w jaki jej mąż spędził noc. Zostało to potwierdzone w czasie moich oględzin.

Kiedy pan Morgan i ja odwiedziliśmy go razem później, w ciągu dnia, John powiedział, że zgodziliśmy się co do tego dzień wcześniej, a ja powiedziałem panu Morganowi otwarcie, że to była moja rada, żeby odrzucić amputację.

Nie odezwał się do mnie, póki nie opuściliśmy domu. Potem powiedział:
- Teraz, proszę pana, od tej chwili, ten przypadek jest całkowicie w pana rękach. Tylko proszę pamiętać, że ten biedny człowiek ma żonę i sześcioro dzieci. W przypadku, gdy przychyli się pan do mojej opinii, pan White może przyjechać na tę operację, kiedy zostanie o tym powiadomiony.

Więc pan Morgan sądził, że ja wycofałem się z przeprowadzenia operacji, ponieważ nie czułem się zdolny do jej przeprowadzenia! Bardzo dobrze!
Byłem bardzo upokorzony. Godzinę po tym, jak się rozstaliśmy, otrzymałem notkę:
„Drogi panie, wyruszam dziś w długi obchód, aby dać panu swobodę w zajmowaniu się przypadkiem Brounckera, który, jak sądzę, jest bardzo odpowiedzialny. John Morgan”.
To było uprzejme.

Powróciłem tak szybko, jak mogłem, do domku Johna. Gdy byłem z nim w środkowym pokoju, usłyszałem głosy panien Tomkinson na zewnątrz. Złożyły wizytę, aby zapytać o stan zdrowia ogrodnika.

Panna Tomkinson weszła do pokoju, i wyraźnie rozglądała się i węszyła. (Pani Brouncker powiedziała jej, że jestem w środku i postanowiłem tam pozostać, dopóki nie wyjdą.)
- Co to za dziwny zapach? – zapytała. – Obawiam się, że u pani nie jest czysto. Ser! Ser jest w tym kredensie. Nic dziwnego, że tu pachnie tak nieprzyjemnie. Czy pani nie wie, jak szczególnie powinna pani dbać o czystość, kiedy chory jest w domu?

Pani Brouncker była kobietą naprawdę czystą, i została urażona tymi uwagami.
- Jeśli pani pozwoli, nie mogłam zostawić wczoraj Johna, by zająć się jakąkolwiek pracą w domu, a Jenny po prostu wszystko odłożyła. Ona ma tylko 8 lat.

Ale to nie zadowoliło panny Tomkinson, która, jak widać, kontynuowała obserwacje.
- Świeże masło, jak się zdaje. Otóż tak! Pani Brouncker, czy pani wie, że ja nie pozwalam sobie na świeże masło o tej porze roku? Jak można was ratować, skoro pozwalacie sobie na taka ekstrawagancję!
- Proszę pani – odpowiedziała pani Brouncker. – Czy pani sądzi, że to by było dziwne, gdybym zachowywała się tak swobodnie w pani domu, jak pani w moim?

Oczekiwałem, że usłyszę szorstką odpowiedź. Nie! Pannie Tomkinson podobała się szczerość. Jedyna osoba, u której mogła tolerować zawoalowany sposób mówienia, była jej siostra.
- Dobrze, to prawda – powiedziała. – Wciąż jednak nadal nie może pani unikać przyjmowania rad. Świeże masło jest ekstrawagancją o tej porze roku. Ale pani jest kochającą żoną, a ja mam wielki szacunek do Johna. Proszę przysłać Jenny po trochę bulionu, tak szybko, jak to będzie możliwe. Chodź, Caroline, pójdziemy do Williamsów.

Ale panna Caroline powiedziała, że jest zmęczona i zaproponowała, że zostanie na miejscu, dopóki panna Tomkinson nie wróci. Stwierdziłem, że zostałem uwięziony na jakiś czas.

Kiedy była sama z panią Brouncker, powiedziała:
- Pani nie powinna czuć się urażona bezceremonialnym zachowaniem mojej siostry. Ona ma dobre intencje, ale nie ma zbyt dużej wyobraźni ani empatii, i nie może pojąć rozterki spowodowanej chorobą uwielbianego męża.

Usłyszałem głośne westchnienie współczucia, które nastąpiło po tych słowach. Pani Brouncker odparła:
- Proszę pani, ja nie uwielbiam męża, nie mogłabym być tak niegodziwa.
- Boże! Nie uważa pani, że to uwielbienie? Jeśli o mnie chodzi, jeślibym …. Powinnam wielbić i podziwiać go.

Pomyślałem, że ona nie potrzebuje wyobrażać sobie aż tak nieprawdopodobnych przypadków.
Ale pani Brouncker powiedziała znowu:
- Mam nadzieję, że znam lepiej mój obowiązek. Nie uczyłam się przykazań po nic. Wiem, KOMU jestem winna uwielbienie.

Właśnie wtedy weszły dzieci, zabrudzone i bez wątpienia nieumyte. Teraz właśnie ujawniła się prawdziwa natura panny Caroline. Odezwała się do nich szorstko i stwierdziła, że jeśli nie mają manier, te małe świnki, nie powinny podchodzić blisko, bo mogą ocierając się, pobrudzić jej jedwabną suknię. Złagodniała ponownie i była słodka jak cukierek, kiedy wróciła panna Tomkinson w towarzystwie głosu, który był jak „westchnienie letniego wiatru”. Wiedziałem, że to była moja droga Sophy.

Nie odzywała się wiele, ale to co mówiła i sposób w jaki mówiła, było delikatne i pełne najgłębszego współczucia. Przyszła, by zabrać do probostwa czwórkę najmłodszych dzieci, by nie przeszkadzały matce. Dwójka starszych miała pomagać w domu. Zaofiarowała się, że umyje im ręce i twarze, i kiedy wynurzyłem się ze środkowego pokoju, po odejściu panien Tomkinson, znalazłem ją z pucołowatym malcem na kolanach, który bulgotał i parskał przed jej białą, mokrą ręką, a twarz jego była wesoła i rumiana w czasie tej operacji.

Akurat kiedy wszedłem, ona mówiła do dziecka:
- No, Jemmy, teraz mogę pocałować tę miłą, czystą buzię.
Zarumieniła się, kiedy mnie ujrzała. Lubiłem, kiedy mówiła i lubiłem jej milczenie. Była teraz cicha i „kochałem ją jeszcze bardziej”. Udzieliłem pani Brouncker wskazówek i pośpieszyłem, by dogonić Sophy i dzieci, ale oni poszli leśnym duktem, jak sądzę, ponieważ nie zobaczyłem żadnego z nich.

Byłem bardzo przejęty tym medycznym przypadkiem. Wieczorem poszedłem tam znowu. Panna Horsman była tam także. Przypuszczam, że naprawdę była uprzejma dla biednych, ale nie mogła się powstrzymać, by nie wbić wszędzie szpilki. Przestraszyła panią Brouncker, co do stanu jej męża. Bez wątpienia musiała wyrazić swoje wątpliwości, dotyczące moich umiejętności, gdyż pani Brouncker znowu zaczęła mówić:
- Och, proszę pana, jeśli by pan tylko pozwolił panu Morganowi operować rękę, ja nigdy nie pomyślę, że pan jest gorszy, dlatego, że nie może pan tego przeprowadzić.

Powiedziałem jej, że bez wątpienia potrafię operować, ale chcę uratować rękę, a on sam obawia się ją utracić.
- Tak jest, dzięki Bogu! On martwi się, że nie będzie mógł zarabiać na życie, aby nas utrzymać, jeśli zostanie kaleką, ale proszę pana, ja nie dbam o to. Mogłabym zedrzeć ręce do kości dla niego i dla dzieci. Jestem pewna, że bylibyśmy dumni, że możemy zrobić to dla niego i utrzymywać go. Niech Bóg go błogosławi. Byłoby lepiej, gdyby miał jedną rękę, niż gdyby leżał na cmentarzu. Panna Horsman mówiła…
- Do diabła z panną Horsman… - przerwałem jej.
- Dziękuję panu, panie Harrison – odpowiedział za mną jej dobrze znany głos.

Weszła, ponura, by podać pani Brouncker jakieś stare płótno, ponieważ, jak mówiłem wcześniej, była uprzejma dla wszystkich biednych ludzi w Duncombe.
- Proszę o wybaczenie. – ponieważ naprawdę było mi przykro z powodu słów, które wypowiedziałem, albo raczej dlatego, że ona je usłyszała.
- Nie ma powodu do przeprosin. – odpowiedziała, prostując się i ściskając usta w jadowity wyraz.

John miał się dobrze, ale oczywiście niebezpieczeństwo szczękościsku nie minęło. Zanim wyszedłem, jego żona poprosiła mnie usilnie, bym uciął mu rękę, składając ręce w błagalnym geście.
- Niech pan go dla mnie uratuje, panie Harrison.
Panna Horsman stała w miejscu, przyglądając się. To było dość krępujące, ale pomyślałem o mocy moich rąk i stale wierzyłem, że uratuję tę kończynę. Byłem nieugięty.

Nie możesz sobie wyobrazić, jak przyjemne było spotkać się po powrocie do domu ze współczuciem ze strony pani Rose. Bądź pewny, że ona nie rozumiała ani słowa z tego przypadku, który szczegółowo opisałem, ale słuchała mnie z zainteresowaniem, i póki nie odzywała się, sądziłem, że naprawdę wszystko pojmuje. Ale jej pierwsze słowa były tak bardzo nie a propos, jak to tylko jest możliwe.
- Zależy panu, by uratować kość piszczelową, wiem jakie to trudne. Mój zmarły mąż miał bardzo podobny przypadek i pamiętam jego obawy. Ale pan nie powinien tak bardzo się trapić, mój drogi panie Harrison.

Nie miałem pewności, czy to skończy się dobrze, i wiedziałem, że ona nie ma powodu do takiego przekonania, mimo to przyniosło mi to ulgę. Jednak tak właśnie się stało.

John tak wyzdrowiał, jak tylko mogłem sobie życzyć. Oczywiście proces odzyskiwania sił był długi i do całkowitego wyleczenia potrzebne było morskie powietrze. Przyjął z wdzięcznością propozycję pani Rose, by wyjechać do Highport na dwa czy trzy tygodnie. Jej uprzejma hojność w tej sprawie sprawiła, że pragnąłem bardziej niż dotąd okazywać jej szacunek i uwagę.


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Przypisy:
1. Peter Holand, wuj Elizabeth Gaskell, terminował u Charlesa White`a z Manchesteru, który wprowadził „zachowawczą” chirurgię.
2. in toto (łac.) – całkowicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz