Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

piątek, 16 października 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 16

Rozdział 16

Kiedy wróciłem do domu z obchodu, zastałem panią Rose w smutnym nastroju.
- Po pana wyjściu złożyła mi wizytę panna Horsman – powiedziała. – Czy wie pan, jak się ma John Brouncker w Highport?
- Bardzo dobrze – odparłem. – Właśnie odwiedziłem jego żonę i powiedziała mi, że dopiero co otrzymała od niego list. Niepokoiła się o niego, bo od tygodnia nie miała żadnej wiadomości. Jednak wszystko jest teraz w porządku, a ona ma dużo pracy u pani Munton, której służąca jest chora. Poradzą sobie, bez obaw.

- U pani Munton? Ach, więc to tłumaczy wszystko. Ona jest tak głucha i mówi takie głupstwa.
- Co tłumaczy? – zapytałem.
- Och, być może lepiej będzie, jeśli panu nie powiem – zawahała się pani Rose.
- Ależ niech pani mi zaraz powie o co chodzi. Proszę o wybaczenie, ale nienawidzę tajemnic.

- Pan jest taki sam jak mój drogi pan Rose. On zwykł mówić do mnie właśnie w taki ostry i bezpośredni sposób. Ale to tylko słowa panny Horsman. Ona zrobiła zbiórkę dla wdowy po Johnie Brounckerze i…
- Ale jej mąż żyje! – wykrzyknąłem.
- Tak się wydaje. Ale pani Munton powiedziała jej, że zmarł. I ona umieściła nazwiska pana Morgana i pana Bullocka na czele tej listy.

Pan Morgan i ja zwykliśmy ostatnio rozmawiać w krótki i chłodny sposób, od czasu gdy poróżniliśmy się w kwestii leczenia ręki Brounckera. Wiedziałem, że raz czy dwa razy kręcił głową nad przypadkiem Johna. Jednak nie protestował publicznie przeciwko mojej metodzie leczenia, więc uważałem, że ukrywa swoje obawy.

- Panna Horsman jest bardzo nieprzyjemna – westchnęła głośno pani Rose.

Zdawałem sobie sprawę, że jest coś jeszcze, o czym nie wiedziałem, gdyż prosty fakt zbierania pieniędzy dla wdowy był życzliwym aktem, niezależnie od tego, kto by to robił, więc zapytałem spokojnie, co powiedziała.

- Och, nie wiem, czy powinnam mówić. Tylko, że ona doprowadziła mnie do płaczu, bo nie czuję się dobrze, i nie mogę znieść, gdy ktoś z kim mieszkam jest obrażany.

No! To było bardzo proste.

- Co panna Horsman mówiła o mnie? – zapytałem, nieco się uśmiechając, bo wiedziałem, że ona i ja nie darzymy się specjalnym uczuciem.
- Och, ona tylko powiedziała, że zdumiała się, że poszedł pan na wyprzedaż i wydał tam pieniądze, kiedy pana niewiedza doprowadziła do tego, że Jane Brouncker została wdową, a jej dzieci sierotami.

- Phi! John żyje i prawdopodobnie żyć będzie tak długo jak pani i ja. I to dzięki pani, pani Rose.

Kiedy przyniesiono mój stoliczek do robótek, pani Rose była tak oczarowana jego pięknem i wyposażeniem, a ja byłem jej zobowiązany za to, że utożsamia swoje sprawy z moimi, za jej dobroć wobec Johna, że poprosiłem, aby go przyjęła. Wydaje mi się, że bardzo się ucieszyła i po kilku naleganiach, zdecydowała się go przyjąć i postawić w najbardziej widocznej części frontowej salonu - tam, gdzie zwykle siedziała.

Było wiele wezwań do Duncombe tego ranka po wyprzedaży. W tym czasie, wiadomość o tym, że John żyje, stała się powszechnie znana i trafiła do przekonania wszystkich mieszkańców, poza panią Horsman, która, jak przypuszczam, wciąż w to wątpiła.
Osobiście zawiadomiłem o tym pana Morgana, który natychmiast poszedł odebrać swoje pieniądze. Powiedział mi, że jest wdzięczny za tę informację. Naprawdę się z niej cieszył. Pierwszy raz od miesiąca potrząsnął serdecznie moją rękę.


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz