Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

sobota, 24 października 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 18

Rozdział 18

Następnego ranka miałem, wcześniej uzgodnione, spotkanie z panem Bullockiem. Mieliśmy porozmawiać o legacie, który był wypłacany na moje ręce. Kiedy opuszczałem jego biuro, pełen bogactw, spotkałem pannę Horsman. Uśmiechnęła się nieco ponuro i powiedziała:
- Och, panie Harrison, muszę panu pogratulować, jak przypuszczam. Nie wiem, czy powinnam wiedzieć, ale skoro tak jest, muszę życzyć panu powodzenia. Bardzo miłej sumki także. Zawsze mówiłam, że powinien pan mieć pieniądze.

Więc dowiedziała się o moim legacie? Dobrze, to nie sekret, a każdy lubi być uważany za majętnego człowieka. Dlatego uśmiechnąłem się i powiedziałem, że jestem jej zobowiązany, ale gdybym mógł zmienić cyfry zgodnie ze swoim upodobaniem, mogłaby mi jeszcze bardziej gratulować.
Odpowiedziała:
- Och, panie Harrison, pan nie może mieć wszystkiego. Z drugiej strony, z pewnością jednak mogłoby być lepiej. Pieniądze są wielką rzeczą, gdy się je znajduje. Krewny zmarł w odpowiednim momencie, muszę powiedzieć.
- On nie był krewnym – odpowiedziałem – tylko bliskim przyjacielem.
- Ojej! Myślałam, że to był brat! Dobrze więc. W każdym razie zapis jest bezpieczny.
Życzyłem jej dobrego dnia i odszedłem.

Wkrótce zostałem wezwany do panien Tomkinson.
Panna Tomkinson przyjęła mnie, siedząc z poważną miną. Wszedłem, będąc w swobodnym nastroju, ale czułem się tam zawsze nieswojo.
- Czy to prawda, co słyszałam? – zapytała jak inkwizytor.

Pomyślałam, że nawiązuje do moich pięciuset funtów, więc uśmiechnąłem się i odparłem, że sądzę, że tak.
- Czy pieniądze są dla pana tak ważne, panie Harrison? – zapytała mnie znowu.

Powiedziałem, że nigdy o nie bardzo nie dbałem, poza tym, że mogą pomóc zrealizować jakiś plan na życie, a potem, ponieważ nie podobało mi się jej poważne traktowanie tej sprawy, dodałem, że chciałbym, żeby każdy czuł się dobrze. Chociaż oczywiście oczekiwałem, że ktoś zachoruje i mnie wezwą.

Panna Tomkinson wyglądała na bardzo poważną i smutną. Odpowiedziała:
- Caroline bardzo źle się czuje. Ma dawne kołatanie serca, ale oczywiście to nic dla pana nie znaczy.

Powiedziałem, że jest mi bardzo przykro. Ona ma słabe serce, o tym wiem. Czy mógłbym ją zobaczyć? Może będę mógł coś dla niej zrobić.

Usłyszałem, jak mi się wydaje, że panna Tomkinson szepnęła cicho do siebie, że jestem nieczułym oszustem. Potem powiedziała głośniej:
- Zawsze byłam nieufna wobec pana, panie Harrison. Nigdy pan mi się nie podobał. Błagałam cały czas Caroline, by nie miała do pana pełnego zaufania. Przewidywałam, jak to może się skończyć. A teraz, obawiam się, jej drogocenne życie zostanie poświęcone.

Prosiłem, by się nie trapiła, ponieważ najpewniej jej siostra nie czuje się tak źle. Czy mogę ją zobaczyć?
- Nie! – odpowiedziała krótko, wstając, jakby chciała mnie odpędzić. – Było już zbyt wiele tych widzeń i wizyt. Według mnie, pan nie powinien jej już nigdy zobaczyć.

Skłoniłem głowę. Oczywiście byłem rozdrażniony. Taka odprawa mogła narazić na szwank moją medyczną praktykę i to właśnie wtedy, gdy najbardziej zależało mi na tym, by ją rozwinąć.
- Nie ma pan nic na swoje usprawiedliwienie? Żadnych przeprosin?

Odparłem, że zrobiłem wszystko co mogłem i nie czuję, że jest jakiś powód do przeprosin. Życzyłem jej dobrego dnia. Nagle ona wystąpiła do przodu.
- Och, panie Harrison – powiedziała. – Jeśli naprawdę kocha pan Caroline, proszę nie pozwolić, aby tych kilka nędznych groszy sprawiło, że pan ją opuści dla innej.

Oniemiałem z zaskoczenia. Kochać pannę Caroline! Kochałem pannę Tomkinson o wiele bardziej, a jej nie lubiłem.

Kontynuowała:
- Oszczędziłam prawie trzy tysiące funtów. Jeśli pan sądzi, że jest pan zbyt biedny, by żenić się, nie mając pieniędzy, ja dam to wszystko Caroline. Jestem silna i mogę pracować, ale ona jest słaba. To rozczarowanie ją zabije.

Nagle usiadła i zakryła twarz rękoma. Potem podniosła głowę.

- Pan się opiera, jak widzę. Proszę nie sądzić, że mogłabym nakłaniać pana, ze względu na siebie. Ale ona jest pogrążona w tak wielkim smutku.

A teraz głośno płakała. Próbowałem tłumaczyć, ale nie chciała słyszeć, tylko wciąż powtarzała:
- Proszę opuścić dom, proszę pana! Proszę opuścić dom!

Jednak to usłyszała:
- Nigdy nie żywiłem cieplejszych uczuć, poza szacunkiem, wobec panny Caroline. I nigdy nie okazałem żadnych innych uczuć. Nigdy nawet na chwilę nie pomyślałem, że mogłaby być moją żoną, więc nie dałem powodu swoim zachowaniem, by wyobrażała sobie, że miałem jakikolwiek podobny zamiar.
- Miarka się przebrała! – wykrzyknęła. – Niech pan natychmiast opuści ten dom!


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz