Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

wtorek, 20 października 2009

Wyznania pana Harrisona, rozdz. 17

Rozdział 17

To było kilka dni po wyprzedaży. Siedziałem właśnie w gabinecie lekarskim. Służąca, jak przypuszczam, musiała zostawić nieco uchylone składane drzwi.

Przyszła pani Munton, by złożyć wizytę pani Rose. Ta pierwsza była nieco głucha, więc słyszałem słowa tej drugiej damy, gdyż musiała mówić bardzo głośno, by zostać usłyszaną. Przywitała ją słowami:
- To wielka przyjemność, pani Munton, tak rzadko pani czuje się na tyle dobrze, by wyjść na zewnątrz.

Spoza drzwi słychać było mamrotanie.

- Och, bardzo dobrze, dziękuję pani. Proszę usiąść, a potem może pani podziwiać mój nowy stoliczek do robótek, prezent od pana Harrisona.

Znowu usłyszałem mamrotanie.
- Kto to pani powiedział? Panna Horsman? Och, tak, to na pewno panna Horsman.
Mamrotanie i mamrotanie.
- Nie całkiem panią rozumiem.
Mamrotanie i mamrotanie.
- Nie rumienię się, jak przypuszczam. Naprawdę nie jestem świadoma, co pani ma na myśli.
Mamrotanie, mamrotanie.
- Och, tak. Panu Harrisonowi i mnie dobrze się mieszka razem. On mi tak bardzo przypomina mojego drogiego pana Rose, jest tak samo energiczny i zaangażowany w swoją pracę.
Mamrotanie, mamrotanie.
- Jestem pewna, że pani teraz żartuje.

Potem usłyszałem całkiem głośne:
- Och, nie!
Znowu mamrotanie przez długi czas.
- Czy on naprawdę…? Ależ jestem pewna, że nie wiem. Przykro mi by było pomyśleć, że byłby nieszczęśliwie zawiedziony w tak poważnej sprawie, ale zna pani moje dozgonne przywiązanie do zmarłego pana Rose.

Jeszcze jedno długie mamrotanie.
- Pani jest bardzo uprzejma. Pan Rose zawsze miał na uwadze przede wszystkim moje szczęście, a nie własne – mówiła płaczącym tonem – ale turkawka była zawsze moim ideałem, proszę pani.

Znowu mamrotanie.
- Nikt nie może być szczęśliwszy niż ja. Jak pani powiedziałam, to jest pochwała małżeństwa.
Mamrotanie.
- Och! Ale pani nie może powtarzać takich rzeczy. Panu Harrisonowi to się nie będzie podobało. Nie znosi, by mówiono o jego sprawach.

Potem nastąpiła zmiana tematu, pytanie o jakieś biedne osoby, jak przypuszczam. Usłyszałem, jak pani Rose odpowiada:
- Obawiam się, że ona miała śluzówkę, proszę pani.

Usłyszałem pełne współczucia mamrotanie.
- Nie zawsze śmiertelny. Sądzę, że pan Rose znał osoby z podobną dolegliwością, które żyły latami po tym, jak odkryły, że mają śluzówkę.

Pauza. Potem pani Rose powiedziała innym tonem:
- Czy pani jest pewna, że nie ma pomyłki w tym co pani powiedziała?
Mamrotanie.
- Błagam, niech pani nie będzie tak spostrzegawcza, pani Munton. Pani odkryła za wiele. Każdy może mieć swoje małe sekrety.

Wizyta dobiegła końca i usłyszałem głos pani Munton, który rozległ się w przedpokoju.
- Życzę pani szczęścia, proszę pani, z całego serca. Nie ma co zaprzeczać, ponieważ wiedziałam cały czas, co się dzieje.

Kiedy pojawiłem się na obiedzie, powiedziałem do pani Rose:
- Odwiedziła panią, jak przypuszczam, pani Munton. Przyniosła jakieś wieści?

Ku mojemu zaskoczeniu, obruszyła się, uśmiechnęła się głupawo i odpowiedziała:
- Och, proszę o to nie pytać, panie Harrison. To takie szalone pogłoski.

Nie zapytałem, ponieważ wydawało mi się, że sobie tego nie życzy i spodziewałem się, że były to jakieś głupstwa. Potem pomyślałem, że jest zawiedziona, że nie zapytałem. W sumie zachowywała się tak dziwnie, że nie mogłem się jej nie przyglądać.
Potem podniosła ekranik i trzymała go pomiędzy sobą a mną. Byłem naprawdę nieco zaniepokojony.
- Czy nie czuje się pani dobrze? – zapytałem niewinnie.
- Och, dziękuję panu. Sądzę, że dość dobrze. Tylko w pokoju jest tak gorąco, prawda?
- Czy pozwoli pani, że opuszczę rolety? Słońce zaczyna przygrzewać.
Podniosłem się i zrobiłem to.

- Pan jest tak troskliwy, panie Harrison. Sam pan Rose nigdy lepiej nie spełniał moich małych życzeń.
- Chciałbym czynić więcej – chciałbym móc okazać jak bardzo czuję …

Zamierzałem powiedzieć: jej dobroć wobec Johna Brounckera – ale zostałem właśnie w tym momencie wezwany do pacjenta.
Zanim wyszedłem, odwróciłem się i powiedziałem:
- Proszę dbać o siebie, moja droga pani Rose, pani powinna trochę odpocząć.
- Zrobię to, ze względu na pana.

Nie dbałem o to, że względu na kogo ona to zrobi. Tyle, że naprawdę uważałem, że ona nie czuje się całkiem dobrze i że wymaga odpoczynku. Pomyślałem, że była bardziej wzburzona niż zwykle w czasie tej herbatki. Mogłem być poirytowany jej niedorzecznym zachowaniem, raz czy dwukrotnie, ale znałem prawdziwą dobroć jej serca.

Powiedziała, że chciałaby mieć siłę, by osłodzić mi życie tak jak herbatę. Odpowiedziałem, że ulgą była dla mnie jej obecność w czasie ostatnich niespokojnych dni, a potem wyślizgnąłem się, by stanąć blisko ogrodowego muru i posłuchać wieczornego bicia dzwonów w probostwie.


Tłumaczenie: Gosia
Zdjęcia pochodzą z miniserialu "Cranford" (BBC 2007)

Przypisy:
1. Turkawka – ptak z rodziny gołębiowatych, uważanych za gatunek, który często tworzy monogamiczne pary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz