Strona poświęcona Elizabeth Gaskell

niedziela, 28 lutego 2010

Powrót do Cranford czyli Cranford Christmas Special

Ogromny sukces 5-odcinkowego serialu "Cranford", opartego na prozie Elizabeth Gaskell, który został wyemitowany w BBC w 2007 roku, skłonił twórców tego filmu do nakręcenia kontynuacji - dwóch 1,5-godzinnych odcinków specjalnych, które pojawiły się w tym kanale w Boże Narodzenie 2009 roku.

W scenariuszu pierwszej serii wykorzystano powieść Gaskell "Cranford" (przetłumaczoną na język polski pt. "Panie z Cranford"), a także jej dwa dłuższe opowiadania: "Wyznania doktora Harrisona" (moje tłumaczenie tego utworu jest dostępne na tej stronie) oraz "Lady Ludlow" (nie tłumaczone).

Scenarzystka Heidi Thomas, która niezwykle umiejętnie połączyła wątki tych utworów w jedną spójną całość, uczyniła to samo, pisząc scenariusz do świątecznych odcinków specjalnych. Oczywiście wykorzystała ponownie wątki obecne w powieści "Cranford", ale wplotła w nie fabuły kolejnych dwóch opowiadań: dłuższego "The Moorland Cottage" (wątek rodzeństwa i historia miłosna) i krótkiego "The Cage at Cranford" (bardzo zabawna historia papugi panny Pole).

Świąteczne odcinki specjalne zachowują atmosferę pierwszej serii "Cranford" - bawią i wzruszają do łez. Oczywiście trzeba się przygotować na smutne chwile (Gaskell lubi uśmiercać swoje postaci ;) ) ale i te bardzo zabawne. A nawet dramatyczne.

Ogólnie można powiedzieć, że tematem przewodnim jest konflikt starego z nowym, konwencji z nowoczesnością - wiąże się to z nadejściem kolei, ale i z nowym pokoleniem, które nieco inaczej widzi swoją przyszłość, niż chcą tego ich rodzice.

Prócz znanych nam już dobrze postaci, w tych dwóch dodatkowych odcinkach pojawiają się zupełnie nowi bohaterowie. Do miasta przybywa pan Buxton, wraz z wykształconym w Eton synem, Williamem oraz swoją podopieczną Erminią.

Pojawia się także Peggy, która mieszka wraz z bratem Edwardem i matką, którzy wobec dziewczyny mają tylko wymagania, a nie liczą się w ogóle z jej uczuciami.

Do snobistycznej pani Jamieson przyjeżdża w odwiedziny jej dobrze sytuowana kuzynka, Lady Glenmire. A Martha, służąca panny Matty, którą ona traktuje jak rodzinę, spodziewa się dziecka Jema.

Jednocześnie do posiadłości lady Ludlow przybywa jej długo oczekiwany syn, Lord Septimus. A w mieście szykuje się występ magika Siniora Brunoni, który ponoć występował przed samym lamą z Tybetu!

W tej części, tak samo jak w poprzedniej, dużą rolę grają także zwierzęta: znana nam już dobrze krówka w bieliźnie - Bessy, papuga Polly i niesforny pies.

Oczywiście komplikacji jest wiele, niektóre wiążą się z budową kolei i stosunkiem mieszkańców Cranford do tego wydarzenia. Wiadomo, że kolej dla ludzi przyzwyczajonych do spokojnego życia wydaje się czymś, co może przysporzyć jedynie kłopotów, ale jednak jest także nośnikiem pozytywnych zmian - rozwoju miasta. Czy panie z Cranford potrafią rozważyć za i przeciw, i wybrać to co słuszne? Czy Lord Septimus wypełni wolę matki? Czy Harry znajdzie pomoc i będzie mógł się uczyć? Czy panna Matty odzyska rodzinne szczęście? Czy Mary odnajdzie swoje szczęście, wybierając dla siebie to, co najlepsze? Czy miłość Edwarda i Peggy okaże się trwała?

Dobrze bawiłam się powracając do Cranford, do tych wszystkich ludzi, których tak dobrze znam i tak bardzo lubię. Już poprzednio pisałam, że jeśli pani Pole z jej powagą i przejęciem mnie bawi (jak sobie przypomnę jej minę przy klatce z papugą ;) ), to pani Forrester mnie bardzo wzrusza, a w tej części zachwyciłam się dodatkowo nowo odkrytym talentem grającej tą postać Julii McKenzie, którego dotąd byłam nieświadoma.

Bardzo będzie mi brakować Cranford i jego przeuroczych mieszkanek.

Po seansie filmowym obejrzałam jeszcze dodatek specjalny "Under the Bonnet" - materiał powstały w czasie kręcenia filmu. Pokazuje nie tylko scenki z planu i rozmowy z aktorami czy twórczyniami serialu, ale także mówi nieco o samej Gaskell i jej zacięciu społecznym, a także o jej nowatorstwie w podejmowaniu ważnych tematów dla ówczesnej Anglii.

niedziela, 21 lutego 2010

"Północ Południe" – nowa miłość wielbicielek "Dumy i uprzedzenia"

Znalazłam ostatnio bardzo ciekawy artykuł na temat powiązań fabularnych między "North and South" (Północ Południe) a "Pride and Prejudice" (Dumą i uprzedzeniem). Jednak zanim go zamieszczę, przypomnę tłumaczony kilka lat temu przez Alison artykulik na: JRinla.com, który dotyczy ekranizacji.
Oczywiście, czynię to za jej zgodą.

**********************************************************

Od chwili emisji w BBC, pod koniec 2004 roku, „Północ&Południe” zasłużyło sobie na miano filmu kultowego wśród tych z nas, które go odkryły. Przyznam, że pochłonął mnie tak bardzo, że teraz stał się moim absolutnym faworytem.

Jest bardzo wciągający, jako kombinacja romantycznej historii miłosnej, bogatej historycznej atmosfery, boskiego tła muzycznego i dzięki interesującym wątkom pobocznym, które nigdy nie pozwalają na zwolnienie tempa akcji.

(Proszę przyjmijcie do wiadomości: ten dramat nie ma absolutnie nic wspólnego z serialem telewizyjnym z lat osiemdziesiątych o wojnie domowej – oba są oparte na dwóch różnych powieściach, którym zdarzyło się dzielić ten sam tytuł).

Fanki „Północy&Południa” często wykrzykują „Jeśli podobała ci się „Duma i uprzedzenie”, ten film pokochasz jeszcze bardziej!”. Niektóre nawet twierdzą, że Richard Armitage (jako pan Thornton) „zdetronizował” Colina Firtha jako pana Darcy’ego, w roli jedynego w swoim rodzaju tajemniczego, romantycznego bohatera. No cóż, nie powiem czy Firth został czy nie został zdetronizowany. Nie zamierzam również dochodzić czy film jest lepszy niż jakakolwiek wersja „Dumy i uprzedzenia”. Myślę, że obie historie są na tyle różne, że fanki mogą kochać je jednakowo, lecz z nieznacznie różnych powodów.

Opowieść:

„Północ&Południe” jest nieco podobna do „Dumy i uprzedzenia” Jane Austen. Podobnie jak tam, jest i tu nierozumiany, tajemniczy bohater, który musi cierpieć i czekać na swoją ukochaną aż do ostatniej sceny, kiedy to ona odwzajemnia jego uczucie. Jednakże sposób w jaki „P&P” różni się od „D&U” jest znaczny.

Oparty na powieści wiktoriańskiej autorki Elizabeth Gaskell, film nie ma w sobie odcienia lekkiej satyry, za którą lubimy powieści Austen, ale jest poważniejszą opowieścią opartą na społeczno-politycznym fundamencie. Gaskell przeciwstawia przemysłową Północ Anglii roku 1850 sielankowemu, żyjącemu w zwolnionym tempie, bardziej wykształconemu Południu.

Bohaterka (Margaret Hale) i jej rodzina zostają wyrwani z ich ukochanego domu na Południu i przeprowadzają się do zadymionego, zapylonego, przemysłowego miasta na Północy – Milton. Margaret bardzo tęskni za domem, ale nie cierpi północnych zwyczajów – szczególnie, od kiedy znajduje powód do tego, by pogardzać młodym właścicielem przędzalni, Johnem Thorntonem, szanowanym i uczciwym mężczyzną, który niefortunnie robi na niej początkowo bardzo złe wrażenie.

Z drugiej strony, pan Thornton szybko ulega silnemu wrażeniu, jakie zrobiła na nim Margaret, po części dlatego, że jest ona osobą o niezwykle silnej woli, szczerą, otwartą i być może trochę podobną do jego własnej matki (którą gra Sinead Cusack).

Thornton jest świadomy tego, że nie może być „wystarczająco dobry” dla niej, jako człowiek związany z handlem. (Dawniej, w tamtych czasach, ziemianie patrzyli z góry na ludzi związanych z handlem lub wytwarzających dobra –mówiono o nich „sprzedawcy”. Taki sam snobizm pojawia się też w „Dumie i uprzedzeniu”). Ale Thornton nic nie może poradzić na to, że ona go pociąga – a poza tym ma pewne powody, żeby mieć nadzieję, że może być dla niej odpowiednim konkurentem: jest bogaty, powszechnie szanowany w społeczności, a większość młodych kobiet w mieście uważa go za najlepszą partię.

Tak jak w „Dumie i uprzedzeniu”, ich romans nie przebiega gładko. Uprzedzenia i nieporozumienia muszą zostać zwalczone po obu stronach. Ich porozumieniu nie sprzyja to, że Margaret zaprzyjaźnia się z pracownikami Thorntona, którzy planują (wraz z innymi robotnikami w mieście) strajk. Thornton jest uważany za twardego, ale szczerego „pana” (tak byli nazywani właściciele fabryk), ale nie posiada tak miękkiego serca i takiej empatii dla robotników jak Margaret.

Biedna, będąca przedstawicielami klasy pracującej, rodzina Higginsa jest niezbędna do tego, by pokazać panujące w Milton stosunki pracy i groźbę strajku. Margaret jest samotna i szuka przyjaźni u Bessy Higgins, pracownicy Thorntona.

Tata Bessy, Nicholas (wspaniale sportretowany przez Brendana Coyle’a z jego roziskrzonymi oczami) jest związkowcem i próbuje zjednoczyć wszystkich robotników w Milton do walki o wyższe zarobki, poprzez zorganizowanie strajku. Higgins jest dzikim człowiekiem o bardzo silnej woli. Początkowo Thornton traktuje go jak radykalnego podżegacza. Ale przyjaźń Margaret z rodziną Higginsa wraz ze stopniowym wzrostem wiedzy Thorntona o jego robotnikach i interesach, powoduje zmianę stosunku pomiędzy tymi dwoma mężczyznami.

Co sprawia, że ten film jest tak dobry:

Kombinacja wspaniałej książki Gaskell, doskonały scenariusz Sandy Welch i wybitna gra stosunkowo mało znanego Richarda Armitage`a składają się na fenomenalnie pozytywny odbiór serialu. Armitage potrafi wyrazić tęsknotę i złamane serce swojej postaci poprzez subtelną grę ciała. Nie portretuje swojej postaci miękko i nadwrażliwie, ale zamiast tego epatuje siłą i męskością. I mimo że aktor nie ma może wyglądu gwiazdy filmowej w typie „ładnego chłopca”, jego zachowanie i postawa są bardzo atrakcyjne – tak bardzo, że przy końcu serialu, większość żeńskiej widowni nie może nie myśleć o nim jako o ekstremalnie przystojnym.

Pan Thornton różni się także od pana Darcy’ego tym, że w sposób bardziej oczywisty nosi swoje serce na dłoni (oczywiście w tajemniczy i skryty wiktoriański sposób), a poza tym więcej dowiadujemy się o tym, co przyspiesza tegoż serca bicie.

Podczas gdy pan Darcy jest doskonałym dżentelmenem, Thornton jest znacznie ostrzejszy – zawdzięczając samemu sobie wszystko, walczył o to by wyrwać się z poniżenia. Pan Darcy jest większą tajemnicą – uzyskujemy tylko kilka sygnałów dotyczących jego intymnych uczuć. Thorntona pozwolono nam obejrzeć pełniej, jako człowieka o wielu twarzach ze skomplikowaną osobowością, z wadami, niepewnością , a zarazem siłą.

Nieodparty urok pana Thorntona nie jest jedyną atrakcją serialu. Aktorka Daniela Denby-Ashe gra śliczną, pełną werwy Margaret Hale, która niewątpliwie może porwać serca wielu męskich widzów. Dobór drugoplanowej obsady jest równie doskonały.

W główny wątek wplątuje się związek robotników, potencjalny strajk, kilka obrazów pracującej przędzalni, a wszystkie szczegóły historyczne czynią „Północ&Południe” historią pociągającą i interesującą dla rozmaitej publiczności. Poza kilkoma mocniejszymi scenami, które są bardzo krótkie, można pokazać go każdemu członkowi swojej rodziny. Film nie potrzebuje krwi i seksu, aby zniewolić publiczność. To coś, co można nazwać „czystą” rozrywką – bezpieczną dla całej rodziny (no może z wyjątkiem bardzo małych dzieci).

Porównanie scenariusza do powieści Elizabeth Gaskell:

Czytałam powieść Gaskell (autorki współczesnej Dickensowi) już po obejrzeniu serialu, i nie mogę uznać wyższości książki nad filmem. Powiem, że telewizyjna adaptacja jest świetną robotą, zachowującą ducha powieści, mimo skrócenia i przytoczenia tylko niektórych wątków. Jednakże niektórzy fani Gaskell czują się zgorszeni dwoma elementami w szczególności.

Prawie na początku pierwszego odcinka, scenarzystka Sandy Welch uznała za niezbędne dać Margaret bardziej znaczący powód do tego, by nie polubiła Thorntona – jej snobizm dotyczący jego profesji nie byłby wystarczająco jasny dla współczesnej publiczności, trzeba więc było czegoś więcej. Dodano więc scenę, w której Thornton robi naprawdę (ale to naprawdę) bardzo złe wrażenie. Mimo że jego zachowanie jest później wyjaśnione i większość widzów może go zrozumieć, niektórzy mogą nie zaakceptować tej przemiany.

Inna duża zmiana w stosunku do powieści dotyczy ostatniej sceny, która wydaje się anachroniczna – historycznie niezgodna z obyczajami. Ale mimo to, wielu fanów książki obecnie woli nowe zakończenie. Bezpieczniej jest powiedzieć, że poza wszystkim większość widzów bardzo kocha zakończenie oraz czuje, że zachowało ono „ducha” książki.

Bogaty wybór drugoplanowych aktorów:

Wydaje się, że każdy w ekranizacji „Północy& Południa” jest na swój sposób interesujący. W ciągu całego filmu, żadnej części nie uznałam za dłużyznę, nie poczułam też, by jakikolwiek wątek okazał się nudny czy niepotrzebny.

Tim Pigott-Smith i Lesley Manville grają rodziców Margaret. Rupert Evans gra jej brata, Freda. Rodzina Hale`ów jest dystyngowana, dobrze wykształcona i elokwentna. Ich służąca (Pauline Quirke) jest z rodziną od zawsze i jest traktowana jak ktoś znaczniejszy niż zwykła służąca.

Sinead Cusack jest absolutnie znakomita jako „Stary Smok”, matka Thorntona. Jest trochę straszna, ale bardzo opiekuńcza wobec syna. W jakiś sposób ich związek nie wydaje się być niezdrowy lub ograniczający jego przestrzeń życiową. Cusack i Richard Armitage są doskonali w scenach, które grają razem – oboje subtelnie wyrażają wszystko językiem ciała, gestami i grą twarzy.

Komicznym urozmaiceniem jest wykonana przez Jo Joyner rola Fanny Thornton, siostry Johna Thorntona. Brian Protheroe gra figlarnego pana Bella, przyjaciela pana Hale’a i współwłaściciela fabryki Thorntonów.


Tłumaczenie: Alison
Źródło: http://www.jrinla.com/index.html

Ilustracje: wszystkie fotosy pochodzą z ekranizacji "North and South". BBC 2004

piątek, 19 lutego 2010

Redakcja amatorskiego tłumaczenia "North and South" ukończona!

    Jak pisałam wcześniej, już w 2006 roku na istniejącym wtedy forum, gdzie zachwycano się ekranizacją powieści angielskiej pisarki z XIX wieku, Elizabeth Gaskell, p.t. "North and South", zaczęło powstawać jej amatorskie tłumaczenie.

    Pierwsze fragmenty zostały przełożone w kwietniu tego właśnie roku przez jedną z bywalczyń forum, potem ze względu na obszerność powieści cały tekst został podzielony na części i był opracowywany oddzielnie.

    W całym projekcie uczestniczyło w sumie 5 osób, a poszczególne odcinki były umieszczane na forum - początkowo było to forum Jane Austen (warto wspomnieć, że "North and South" nazywa się często industrialnym odpowiednikiem "Dumy i Uprzedzenia"), potem powstało nowe forum, najpierw noszące nazwę Salon Prawdziwych Dam, potem przekształcone w: Z Południa na Północ. Jednak nigdy w internecie nie zamieszczono całości!

    Stopniowo uzupełniano brakujące fragmenty tłumaczenia, prowadzono także redakcję całości tekstu, który siłą rzeczy nie był jednolity, skoro przekładem zajmowało się kilka osób. Dodano także przypisy objaśniające mniej zrozumiałe dla polskiego czytelnika fragmenty.

    Dziś pragnę poinformować, że redakcja przekładu została wreszcie ukończona.

    Amatorskie tłumaczenie to zbiorowe dzieło powstałe z miłości do powieści "North and South", a zwłaszcza jej wspaniałej ekranizacji z 2004 roku. Zaryzykuję twierdzenie, że to Johnowi Thorntonowi - właścicielowi przędzalni Marlborough Mills - postaci stworzonej przez Elizabeth Gaskell w tej powieści zawdzięczamy powstanie tego przekładu.

    A moją część tłumaczenia dedykuję zarówno twórcom ekranizacji, a zwłaszcza aktorom: Danieli Denby-Ashe i Richardowi Armitage`owi, którzy wcielili się w postaci Margaret Hale i Johna Thorntona, ożywiając je swoją energią i witalnością,  jak i wszystkim miłośnikom prozy Elizabeth Gaskell.

    WAŻNE!!!
P.S. W ciągu dwóch najbliższych miesięcy, jak wiadomo, na rynku księgarskim ma się pojawić profesjonalne (!) tłumaczenie powieści pt. "Północ i Południe" z serii: Biblioteka Bluszcza. Gorąco wszystkich zachęcam do zakupu tej książki. Z pewnością cena będzie przystępna, a powieść jest naprawdę warta tego, by dotarła do wielu polskich czytelników. Mimo że jestem jednym z twórców amatorskiego przekładu i jego redaktorem, z pewnością będę jedną z osób, które jako pierwsze zakupią książkę wydaną przez Wydawnictwo Elipsa zawierającą profesjonalny przekład tej powieści. Przy okazji składam podziękowanie wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że "Północ i Południe" ukaże się drukiem po polsku.

wtorek, 16 lutego 2010

Lizzie Leigh, rozdz. 4 cz. 1

Rozdział 4


Kiedy weszły do domu na Crown Street, zauważyły, że drzwi nie można otworzyć do końca, Susan instynktownie spojrzała za nie, żeby znaleźć przyczynę tej przeszkody. Natychmiast spostrzegła, że była tam mała paczuszka owinięta w kawałek papieru, która wyraźnie zawierała pieniądze. Zatrzymała się i podniosła ją.

- Proszę spojrzeć! - powiedziała ze smutkiem. – Matka przyniosła to ostatniej nocy dla swojego dziecka.

Ale pani Leigh nie odpowiedziała. Była tak blisko przekonania się na własne oczy, czy to jest jej zaginione dziecko, że nie mogła zatrzymać się, ale ruszyła dalej na trzęsących się nogach i z drżącym sercem.

Weszła do sypialni, ciemnej i cichej. Nie zważając na małe ciałko, nad którym Susan stanęła, podeszła prosto do łóżka i, podnosząc zasłonę, zobaczyła Lizzie – ale to nie była jej dawna Lizzie, jasna, wesoła, beztroska, pełna życia i pogodna.

Ta Lizzie była przedwcześnie postarzała, jej piękno przeminęło, głębokie linie troski i, niestety, biedy (albo tak sobie matka wyobrażała) były wyryte na jej policzku, tak okrągłym, pięknym i gładkim, kiedy ostatnio córka cieszyła swoim widokiem oczy matki.

Nawet we śnie ta twarz nosiła wyraz zgryzoty i rozpaczy, który dominował na niej w ciągu dnia; nawet we śnie zapominała, jak się uśmiechać. Ale wszystkie te oznaki grzechu i smutku sprawiały, że matka kochała ją jeszcze bardziej.

Stała, patrząc na nią chciwymi oczami, wydawało się, jakby wpatrywanie się nie mogło ich zaspokoić; a w końcu ustąpiła i pocałowała tę bladą, zmęczoną dłoń, która leżała na pościeli. Nawet dotyk nie przeszkodził śpiącej, matka nie musiała kłaść swej ręki tak delikatnie na narzucie. Nie było oznak życia, poza głębokim podobnym do łkania westchnieniem. Pani Leigh usiadła przy łóżku i wciąż trzymając rękę na kapie, wpatrywała się i wpatrywała, jakby nie mogła nigdy się napatrzeć.

Susan chętnie zostałaby przy swoim ukochanym dziecku, ale zdawała sobie sprawę, że będzie miała wiele spraw do załatwienia i wiele rad do udzielenia, jak zawsze. Wydawało się, że wszyscy złożyli na jej barki ciężar swych trosk. Jej ojciec był w złym humorze z powodu swego nocnego wypadu, który był wyrazem jego braku powściągliwości, nie miał skrupułów, by zarzucić jej winę za spowodowanie śmierci małej Nanny; a kiedy, po potulnym znoszeniu jego zarzutów przez jakiś czas, nie mogła dłużej się powstrzymać i zaczęła płakać, on zranił ją nawet jeszcze bardziej swoją nierozważną próbą pocieszenia, ponieważ powiedział, że dobrze się stało, że dziecko nie żyje, to nie było ich dziecko, więc dlaczego oni mieli się nim kłopotać?

Susan załamała na to ręce, stanęła przed ojcem i błagała go, by zamilkł.
Potem musiała podjąć wszystkie niezbędne kroki w związku z dochodzeniem koronera, musiała zwolnić się z lekcji, musiała wezwać małego sąsiada, aby wysłać go jako umyślnego z wiadomością dla Williama Leigha, który, jak czuła, powinien być poinformowany o tym, gdzie jest jego matka i o całej sprawie.

Poprosiła posłańca, aby przekazał mu, żeby przyszedł z nią pomówić – że jego matka jest w jej domu. Była wdzięczna, że jej ojciec wyszedł, aby poplotkować do najbliższego postoju powozów i zdać relację z nocnych wydarzeń, chociaż nie wiedział o tych, którym w ciszy przebiegły godziny na górze.

Will przybył w porze obiadowej. Był zaczerwieniony, zadowolony, niecierpliwy i podekscytowany. Susan stała przed nim cicha i blada, jej miękkie, kochające oczy patrzyły wprost na niego.

- Will – powiedziała cichym, spokojnym głosem. – Twoja siostra jest na górze.

- Moja siostra! – zawołał, jakby przerażony, jego twarz straciła radosny wyraz, stała się ponura. Susan zauważyła to i jej serce się ścisnęło, ale twarz pozostała spokojna jak zawsze.

- Ona była matką małej Nanny, jak być może już wiesz. Biedna mała Nanny zginęła ostatniej nocy spadając ze schodów. – Cały spokój gdzieś zniknął, wszystkie te przygnębiające uczucia powróciły mimo jej wysiłków. Usiadła i ukryła przed nim twarz i płakała gorzko. Zapomniała o wszystkim poza jednym - pragnęła pociechy. Objął ją w talii i nachylił się nad nią. Ale wszystko co mógł powiedzieć to tylko:

- Och, Susan, jak mogę cię pocieszyć! Nie martw się tak – proszę. – Nie zmieniał słów, ale ton jego głosu ulegał zmianie, kiedy je powtarzał. W końcu wydawało się, że opanowała się, otarła oczy i jeszcze raz spojrzała na niego spokojnym, poważnym, nieustraszonym wzrokiem.

- Twoja siostra była blisko domu. Przybiegła, gdy usłyszała, że rozmawiam z lekarzem. Teraz śpi, a twoja matka ją pilnuje. Chciałam ci wszystko powiedzieć sama. Czy chciałbyś zobaczyć swoją matkę?

- Nie! – odparł. – Nie chcę oglądać nikogo, poza tobą. Matka powiedziała mi, że wiesz wszystko. – Jego oczy były spuszczone ze wstydem.

Ale ta święta i czysta dziewczyna nie obniżyła ani nie zasłoniła swych oczu.
Powiedziała:

- Tak, wiem wszystko … wszystko poza jej cierpieniami. Pomyśl, co musieli przeżyć!

Odparł cicho i surowo.

- Zasłużyła na nie wszystkie. Co do jednego.

- W oczach Boga, być może tak. Ale On jest sędzią, my nie.

- Och – powiedziała z nagłym wybuchem. – Willu Leigh. Tak dobrze o tobie myślałam, nie odchodź i nie pozwól, bym myślała, że jesteś okrutny i twardy. Dobroć nie jest dobrocią. dopóki nie towarzyszy jej miłosierdzie i czułość. Tam jest twoja matka, której serce prawie pękło, a teraz stoi pełna radości przy swoim dziecku. Pomyśl o swojej matce.

- Myślę o niej – odparł. – Pamiętam obietnicę, którą złożyłem jej ostatniej nocy. Daj mi trochę czasu. Zrobię właściwie, gdy nadejdzie czas. Muszę to przemyśleć w spokoju. Ale zrobię to co właściwe i stosowne, nie obawiaj się. Mówiłaś do mnie bardzo otwarcie i nie wierzyłaś mi, Susan. Kocham cię tak, że twoje słowa mnie ranią. Jeśli zwlekałem ze składaniem szybkich obietnic, to nawet nie z powodu miłości do ciebie, mógłbym powiedzieć, że nie czułem i od początku nie mogłem czuć, że mogłabyś mnie zechcieć. Ale nie jestem okrutny i twardy, ponieważ, jeśli byłbym, bolałbym nad tym.

Wydawało się, jakby miał zamiar odejść i w istocie czuł, że powinien rozważyć to w spokoju, ale Susan, bolejąc nad swoimi nierozważnymi słowami, które robiły wrażenie surowości, podeszła krok czy dwa bliżej… zatrzymała się, a potem, cała zaczerwieniona, powiedziała niskim, miękkim głosem:

- Och, Will. Proszę, wybacz mi. Bardzo mi przykro. Nie wybaczysz mi?

Ona, która zawsze odsuwała się i była tak powściągliwa, powiedziała to w najdelikatniejszy sposób, jej wzrok to podnosił się błagalnie, to zniżał się na ziemię. Jej słodkie zmieszanie powiedziało mu więcej niż słowa i Will odwrócił się do niej, pełen radości w poczuciu, że jest kochany, wziął ją w ramiona i pocałował.

- Moja Susan! – powiedział.



Tłumaczenie: Gosia

Ilustracje:

1. "Mistress and Maid", rys. John Everett Millais, ryt. Dalziel Brothers, 1862
2. "Trial Sermon", rys. James Abbott McNeill Whistler, ryt. Dalziel Brothers, 1862
3. "Sunshine after Clouds", rys. John Gilbert, 1862
4. "From India" rys. John Dawson Watson, ryt: Dalziel Brothers, 1862
Copyright: Cardiff University:
http://www.dmvi.cf.ac.uk/

czwartek, 4 lutego 2010

Lizzie Leigh, rozdz. 3 cz. 2

Tej nocy pan Palmer wyszedł późno z domu i długo nie wracał. Susan obawiała się, że powrócił do swoich dawnych przyzwyczajeń – pewnie pił w jakimś pubie, i ta myśl przygnębiła ją, nawet mimo tego, że była tak szczęśliwa, bo dowiedziała się, że Will ją kocha. Długo siedziała w pokoju, a potem poszła do łóżka, pozostawiając wszystko, co mogła na powrót ojca.

Patrzyła z podwójną czułością i wieloma błagalnymi myślami na małą, zaróżowioną, śpiącą dziewczynkę, która leżała razem z nią w łóżku. Małe ramionka oplotły jej szyję, kiedy się położyła, ponieważ Nanny miała lekki sen i czuła, że ona, kochana z całą siłą przez to słodkie, dziecięce serduszko, była blisko niej i przy niej, mimo że mała była zbyt śpiąca, by wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.

Susan wkrótce usłyszała, że ojciec wraca do domu niepewnym krokiem, potykając się co chwila, dotykając najpierw okien, a potem zamka u drzwi, głośno coś tam mamrocząc. Mała istotka owinięta wokół niej wydawała się jeszcze słodsza i bardziej kochana, kiedy
Susan pomyślała ze smutkiem o swym ojcu – grzeszniku.

Po chwili zawołał głośno, domagając się światła; pozostawiła zapałki i inne przedmioty jak zwykle na komodzie, ale obawiając się, że ojciec wywoła pożar, skoro jest nietrzeźwy, wstała delikatnie z łóżka, zarzuciła na ramiona pelerynę i zeszła na dół, aby przyjść mu z pomocą.

Niestety! Małe ramionka, które dotąd otaczały jej szyję, należące do dziewczynki, która miała lekki sen, otworzyły się. Nanny zabrakło jej kochanej Susy i przestraszyła się, że została sama w ogromnej, tajemniczej ciemności, która nie miała granic i wydawała się nie kończyć, więc zsunęła się z łóżka i podeszła chwiejnym krokiem w swojej nocnej koszulce w kierunku drzwi.

Tam na dole było światło i tam była Susy i bezpieczeństwo! Więc dziewczynka zrobiła dwa kroki w stronę stromych schodów, i nagle, oślepiona i zaspana stanęła, zachwiała się i upadła! Głową w dół na kamienną podłogę! Susan podleciała do niej i przemówiła cichymi, czułymi, błagalnymi słowami, ale fiołkowe oczy dziecka zakrywały białe powieki i żaden dźwięk nie wydobył się z bladych warg. Gorące łzy, które na nią padły, nie przebudziły jej, leżała sztywna i znużona swym krótkim życiem na kolanach Susan. Dziewczynie zrobiło się niedobrze ze strachu.

Poniosła małą po schodach w górę i położyła delikatnie na łóżku, ubrała się pospiesznie, jej palce drżały. Ojciec zasnął na dole, całkiem nieprzydatny. Ale Susan przemknęła przez drzwi i pobiegła wzdłuż głośnej ulicy, w stronę domu najbliższego doktora. Biegła szybko, ale równie szybko gonił ją cień, jakby napędzany przez nagły strach. Susan szarpnęła gwałtownie dzwonek u drzwi – cień skulił się blisko niej. Doktor wyjrzał przez okno na górze.

- Małe dziecko spadło ze schodów na Crown-Street nr 9 i jest bardzo chore… boję się, że umiera. Na miłość boską, proszę zaraz przyjść. Crown-Street nr 9.

- Idę tam natychmiast – odpowiedział i zamknął okno.

- Na miłość boską, o czym pani mówi? Czy to Susan Palmer? To moje dziecko leży umierające? – powiedział cień, który wysunął się naprzód i ścisnął ramię nieszczęsnej Susan.

- To małe dwuletnie dziecko… nie wiem czyje jest. Kocham je jak własne. Proszę iść za mną, kimkolwiek jesteś, proszę iść za mną.

Dwie osoby szły cichymi ulicami, tak cichymi, jak tylko mogą być one nocą. Weszły do domu, Susan chwyciła zapaloną świeczkę i poniosła ją na górę. Towarzyszka szła za nią.

Stała, dzikie, uporczywe spojrzenie kierując na łóżko, nie patrząc wcale na Susan, lecz chciwie wpatrując się w małe, blade, nieruchome dziecko. Schyliła się i mocno przycisnęła rękę do swego serca, jakby chciała zatrzymać jego bicie i przyłożyła ucho do bladych warg. Jakikolwiek był tego rezultat, nie odezwała się, ale odchyliła pościel, którą Susan z czułością otuliła tę małą istotkę, i położyła się przy jej lewym boku.

Potem wyrzuciła ramiona do góry i zapłakała z dzikiej rozpaczy.

- Ona nie żyje! Ona nie żyje!

Patrzyła takim dzikim, szalonym, błędnym wzrokiem, że przez chwilę Susan przeraziła się – potem Bóg dodał jej odwagi i jej niewinne ramiona otoczyły tę grzeszną, nieszczęsną istotę, a gorące łzy spadły gwałtownie na jej piersi. Ale dziewczyna odepchnęła ją gwałtownie.

- Zabiłaś ją…skrzywdziłaś ją, pozwoliłaś, by spadła z tych schodów!... Zabiłaś ją!

Susan oprzytomniała i patrząc na matkę swoimi jasnymi, słodkimi, anielskimi oczami, powiedziała ze smutkiem:

- Oddałabym za nią swoje życie.

- Och, ta śmierć to moja wina! – wykrzyknęła wściekle osierocona matka, z dziką gwałtownością osoby, która nie ma nikogo, kto by ją kochał i kto mógł ją nauczyć opanowania.

- Ćśśś! - powiedziała Susan, kładąc palce na jej ustach. – Przyszedł doktor. Bóg może pozwoli jej żyć.

Biedna matka odwróciła się gwałtownie. Doktor wchodził na schody. Ach! Matka mówiła prawdę, dziecinka naprawdę odeszła.

A kiedy on potwierdził jej słowa, opadła na ziemię w rozpaczy. Susan, mimo swej głębokiej żałości, musiała zapomnieć o sobie i zapomnieć o swoim ukochanym dzieciątku (którym opiekowała się przez lata) i zapytać doktora, co ma zrobić z nieszczęsną biedaczką, która leżała na podłodze w tak zupełnej rozpaczy.

- Ona jest matką! – powiedziała.

- Dlaczego nie zajmowała się lepiej swoim dzieckiem? – zapytał, niemal ze złością.

Ale Susan tylko odpowiedziała:

- Mała spała ze mną i to ja ją zostawiłam.

- Wyjdę na chwilę i przygotuję coś na uspokojenie, a tymczasem pani musi przenieść ją na łóżko.

Susan wyciągnęła kilka ze swoich ubrań i delikatnie rozebrała zesztywniałą, bezsilną dziewczynę. Nie było innego łóżka w domu poza tym, w którym spał jej ojciec. Tak więc czule podniosła ciało swojego ukochanego dziecka i zamierzała zabrać je na dół, ale matka otworzyła oczy i widząc, co się dzieje, powiedziała:

- Nie jestem warta, by jej dotknąć, jestem taka niegodziwa. Odezwałam się do pani tak, jak nigdy nie powinnam się odezwać, ale myślę, że pani jest bardzo dobra, czy mogłabym przez chwilę potrzymać moje dziecko?

Jej głos był tak zupełnie inny od tego, jakim mówiła, zanim dostała ataku, że Susan z trudem go rozpoznała, teraz był tak niewyobrażalnie cichy, tak obezwładniająco błagalny, rysy twarzy straciły dziki wyraz i były śmiertelnie łagodne. Susan nie mogła mówić, ale podniosła dzieciątko i położyła je w ramionach matki, potem patrzyła na nich, coś ją opanowało i upadła na kolana, krzycząc głośno:

- Och, mój Boże, miej nad nią litość i pociesz ją.

Ale matka uśmiechała się i głaszcząc tę małą twarzyczkę, mruczała coś czule, jakby malutka istotka żyła. Susan pomyślała, że dziewczyna jest bliska obłędu, ale modliła się wciąż, choć z twarzy płynęły jej łzy.

Doktor powrócił z miksturą. Matka połknęła ją z uległą nieświadomością. Doktor usiadł obok niej i wkrótce zasnęła. Potem podniósł się delikatnie i przywołał Susan skinieniem do drzwi i przemówił tam do niej.

- Pani musi wziąć ciało z jej ramion. Ona się nie przebudzi. Ten środek nasenny sprawi, że będzie spała przez wiele godzin. Powrócę przed południem. Już świta. Do widzenia.

Susan odprowadziła go, a potem ostrożnie wyciągnęła martwe dziecko z ramion matki, nie mogła się oprzeć, by nie jęczeć z bólu nad swoim ukochaniem. Starała się zapamiętać jej małą, spokojną twarzyczkę, niemą i bladą.

'Not all the scalding tears of care
Shall wash away that vision fair;
Not all the thousand thoughts that rise,
Not all the sights that dim her eyes,
Shall e'er usurp the place
Of that little angel-face.' (1)


A potem przypomniała sobie, co musi zrobić. Sprawdziła, czy w domu panuje porządek, jej ojciec wciąż spał jak zabity, pomimo nocnych hałasów. Wyszła na spokojną ulicę, wciąż opustoszałą, chociaż wstał już dzień, i poszła tam, gdzie mieszkała rodzina Leighów.

Pani Leigh, która, tak jak na wsi, wstawała wcześnie, otworzyła okiennice. Susan wzięła ją pod rękę i bez słów weszła do środka. Tam uklękła przed zdumioną panią Leigh i zapłakała tak, jak nigdy tego nie robiła, ale ta nieszczęsna noc obezwładniła ją i ona, która zachowywała się zawsze tak bardzo spokojnie, teraz, gdy to napięcie minęło, nie mogła zebrać sił, by przemówić.

- Moje biedne kochanie! Co się stało, że jesteś tak zbolała, przyszłaś tu i płaczesz tak bardzo? Przemów i powiedz mi. Nie. Popłacz, biedna dziewczyno, jeśli nie możesz jeszcze mówić. Uspokoję cię, a wtedy mi powiesz.

- Nanny nie żyje! – powiedziała Susan. – Zostawiłam ją, by zejść do ojca, a ona upadła ze schodów i straciła oddech na zawsze. Och, to jest moja żałość. Ale muszę powiedzieć coś jeszcze. Przyszła jej matka – jest w naszym domu! Proszę, przyjdź i zobacz, czy to twoja Lizzie.

Pani Leigh nie mogła odpowiedzieć, ale drżąc, zarzuciła coś na siebie i poszła wraz z Susan w wielkim pośpiechu w stronę Crown-street.



Tłumaczenie: Gosia

1. Fragment pochodzi z wiersza Bryana Wallera Proctera (ps. Barry Cornwall) (1787-1874) „A Year … an age shall fade” pochodzącego z tomiku „English Songs” (1832).

Wszystkie palące łzy pełne smutku
nie zatrą w jej oczach tego obrazu.
Przelatujące przez głowę myśli
nie zmyją rysów kochanej twarzy.
Tego małego anioła oblicza
nic nie zastąpi w jej sercu czułym.

[Tłum. Gosia]

Ilustracje:
1. Frederic Lord Leighton, "Tessa at Home".