"Osobną
niszę w tradycji literackiej ma w sąsiedztwie sióstr Bronte
zapewnioną dla siebie raz na zawsze pani Elżbieta
Cleghorn Gaskell za
to, że w swoim życiorysie Karoliny odmalowała w doskonały sposób
to posępne tło rodzinno-domowe i to ponuro wzniosłe tło
krajobrazowe, które nam tak bardzo pomagają zrozumieć żywiołowość
ich sztuki powieściopisarskiej i bohaterstwo ich natury moralnej.
Niezależnie
jednak od tej wielkiej zasługi biograficzno- komentatorskiej
twórczość pani Gaskell ma swoje walory samodzielne i trwałe, choć
nie są to walory najwyższej miary. Rozgłos za życia zyskała
sobie przez powieść Mary
Barton (1848),
która obok Sybil Disraelego
i późniejszych Hard
Times Dickensa
dawała pierwsze obrazy z nowoodkrytego wtedy dla literatury
środowiska robotników przemysłowych. Ale pani Gaskell, wiodąca
zaciszne i kulturalne życie jako małżonka duchownego światłej
sekty unitarjan, choć sporo się czynnie zajmowała filantropją
społeczną, nie nadawała się duchowo do głębszego ujęcia
zagadnień świata robotniczego, choć tego po Mary
Barton raz
jeszcze próbuje na większą skalę w North
and South.
Tak samo nie nadawała się do śmiałego i wyprzedzającego swój
wiek przedstawienia problemu kobiety uwiedzionej, o co pokusiła się
w powieści Ruth,
i również nie nadawała się do zobrazowania stosunków na wsi
wśród ziemiaństwa, których panoramę chciała dać w powieści My
Lady Ludlow.
Natomiast na swym właściwym terenie znalazła się i prawdziwie
klasyczne dzieło stworzyła, gdy rodzinne miasteczko Knutsford
niedaleko Manchesteru wzięła za wzór do szeregu szkiców p.
t. Cranford ,
które składają się na jedyną w swoim rodzaju epopeję życia
małomiejskiego w Anglji ery mieszczańskiej. Jak niegdyś sama pani
Gaskell, tak jej bohaterka wychowuje się w małem miasteczku pod
opieką ciotki, starej panny, i w opowiadaniu tej bohaterki poznajemy
osobliwy, przeważająco niewieści światek prowincjonalnego
zakątka.
„Przede
wszystkiem miasto Cranford jest w posiadaniu Amazonek: wszystkie
osoby, zajmujące domy powyżej pewnej ceny najmu, są kobietami.
Jeżeli jakie małżeństwo osiędzie w mieście, to mężczyzna
jakoś znika; albo poprostu na śmierć się zastraszy tem, że jest
jedynym mężczyzną na zebraniach towarzyskich w Cranford; albo
nieobecność jego tłumaczy się służbą w odległym garnizonie
czy na okręcie, czy też interesami, prowadzonemi przez cały
tydzień w wielkiem handlowo-przemysłowem mieście Drumble,
położonem o dwadzieścia mil koleją od Cranfordu.“
W
tej małej rzeczypospolitej kobiecej utrzymywanie w porządku ogródka
kwiatowego przed domem, czujna kontrola nad młodą i nieudolną
służącą, pieczenie ciastek na popołudniowe przyjęcia
herbaciane, wreszcie kolekcjonowanie i kolportaż ploteczek są
głównemi zajęciami, a panującą atmosferą jest genteel
poverty -
skromność materjalnych warunków życia, starannie maskowana przez
dystynkcję manjer i pozory nonszalancji. Że zaś w minjaturowych
ramach takiego żywota jest miejsce na całe bogactwo uczuć ludzkich
i na całą głębię cierpień i radości, to udało się pani
Gaskell ukazać w sposób, stanowiący o naprawdę niepospolitej
wartości tego jej małego arcydzieła. Umie nas wzruszyć czyto
opisem wizyty dwóch starych panien u zdziwaczałego starego
właściciela folwarku, który niegdyś był przedmiotem młodocianych
uczuć jednej z nich, czyto obrazem gorącej, cichej adoracji całego
niewieściego towarzystwa dla dobrotliwego emeryta, byłego kapitana
okrętu, co je wszystkie po rycersku traktuje jako wielkie damy; czy
wreszcie historją zbiorowych wysiłków dobrych sąsiadek nad
umożliwieniem otwarcia sklepiku z herbatą przezacnej cioci Matty,
co straciła swe oszczędności przez bankructwo banku, w którym je
złożyła. Niema w powieści większych sensacyj jak zjawienie się
w miasteczku prestidigitatora włoskiego, który okazuje się
wreszcie prostym Anglikiem i w biedzie i chorobie doznaje dobroci pań
cranfordzkich; czy w końcu powrót brata cioci Matty z długoletniej
służby w Indjach, gdzie wprawdzie fantastycznych bogactw nie
nagromadził, ale tyle zaoszczędził, by siostrze zapewnić spokojną
starość. W zwierciedle tak drobnych i zgoła nie dramatycznych
wypadków z rozrzewnieniem oglądamy tajniki dusz i serc ludzkich.
Ciasnym
granicom, w których te głęboko ludzkie obrazki są zamknięte,
poddawał się talent literacki pani Gaskell dobrowolnie i z
rozmysłem, gdyż odpowiadały one jej cichej i delikatnej kobiecej
naturze, jednako dalekiej od żywiołowej siły uczucia sióstr
Bronte i od filozoficznego intelektualizmu pani George Eliot. Była
wzorową towarzyszką życia dla męża-pastora i wzorową matką
siedmiorga dzieci; nie było w niej ani krzty emancypanckiego buntu
przeciw konwenansom. Tylko napisała przy tem wszystkiem około
czterdziestu tomów powieści, nowel, rozpraw i artykułów; a że
znalazł się wśród tego obfitego dorobku taki klejnocik,
jak Cranford ,
to słuszny tytuł do szczerego i stałego uznania ze strony
potomności. Nie chodzi w tym wypadku o genjalne porywy, sięgające
poza czas i miejsce; ale jeżeli mamy do czynienia raczej z typową
literacką przedstawicielką kraju i epoki, to w każdym razie ta
typowa reprezentacja jest nawskróś udatna, nie skażona żadnym
błędem przeciw dobremu smakowi i nie pozbawiona należytego związku
rozumowego i uczuciowego ze sprawami ogólno-ludzkiemi; a więc
zasługuje także na szacunek i uwagę czytelników nie-angielskich w
innych krajach i późniejszych okresach, którzy znajdują do dziś
w lekturze Cranford prawdziwą
rozkosz estetyczną.
Kalibrem
swej wielkości twórczość powieściopisarska pani Gaskell nie
sięga poziomu takiej mistrzyni w tej samej dziedzinie rodzajowych
obrazków powieściowych, jak wspomniana już Jane Austen, dziś
zgodnie stawiana bardzo wysoko. Porówna nie nasuwa się samo, boć i
Jane Austen porusza się rozmyśl nie w ciasnych ramach bytu
zaściankowego: pisząc powieści współczesne w dobie wojen
napoleońskich, nie wspomina w nich ani o tych wojnach samych, ani o
wielkich przemianach społecznych, prowadzących od Anglji
ziemiańsko-rolniczej do Anglji mieszczańsko-przemysłowej, ani
nawet o dokonywającym się wtedy wielkim przewrocie romantycznym w
literaturze. Ale Jane Austen na swym ciasnym terenie porusza się z
instynktowną swobodą i przenikliwą intuicją prawdziwego genjuszu,
i nie brak jej nigdy także tej szczypty filozoficznej ironji, która
jest składnikiem wszelkiej genjalnej twórczości. Tych przymiotów,
a przynajmniej tej wspaniałej ich pełni, co Jane Austen, pani
Gaskell nie posiada; w szczególności jest nazbyt dobrotliwa i
nazbyt dobrze wychowana, by być naprawdę ironistką w wielkim
stylu, jak nią bywa czasem niemal aż do okrucieństwa Jane Austen,
która „nie znosiła głupców lekkiem sercem" — did
not suffer fools gladly, jak
się mówi w Anglji. To też powieści pani Gaskell w całości
są raczej podobne do akwarel, niż do obrazów olejnych, jak to
trafnem porównaniem określa lord Cecil.
Ale
akwarele, jak wiemy, pod ręką artystów, których na turę
właściwym sposobem wyrażają, stawały się nieraz perłami sztuki
malarskiej; a są przytem tej sztuki rodzajem może najbardziej
typowym dla pewnych przymiotów duszy angielskiej. Są też rodzajem
w pewnych swych przejawach par excellence kobiecym. Otóż
wszystko to można powiedzieć także o powieściach pani Gaskell.
Można też ze względu na jej rozmiłowanie w drobnych szczegółach
każdego kreślonego obrazu porównać jej powieści z innym jeszcze
rodzajem sztuki malarskiej, również małym co do kalibru i zasięgu,
a nieraz niepospolicie cennym jakością swych dzieł, z
rodzajem również w swoim czasie bardzo typowym dla angielskiej
kultury artystycznej - mianowicie z malarstwem
minjaturowem. Cranford jest
arcydelikatną minjaturą w porównaniu z takiemi na wielką skalę
obrazami życia prowincjonalnego, jak choćby w nowszych czasach
powieści Arnolda Bennetta o „pięciu miastach garncarskich Anglji
środkowej.
Akwarelowe
czy minjaturowe, jak jej figury i sceny ludzkie, są u pani Gaskell
także opisy krajobrazu, właśnie dlatego tchnące tym prostym i
skromnym wdziękiem, który cechuje najznakomitszych pejzażystów
starej sielskiej Anglji. Całą atmosferę jej własnej sztuki zdaje
się oddawać ten bezpretensjonalny obrazek jesiennego dnia na wsi,
który wybrał jako charakterystyczny przykład lord Cecil:
„Był
to jeden z owych cichych a uroczych dni jesiennych, gdy czerwone i
żółte liście są jakby kołkami do rozwieszenia błyszczących od
perlistej rosy pajęczyn; gdy żywopłoty przy drożne pełne są
wlokących się poprzez nie ciernistych gałązek jeżyny,
obciążonych dojrzałemi, lśniąco czarnemi jagodami; gdy powietrze
pełne jest pożegnalnych gwizdów i pisków pta sich, brzmiących
wyraźnie i krótko, — nie tak, jak długie, upojne pienia
wiosenne; gdy wśród ściernisk słychać furkot skrzydeł
kuropatwy, a po twardo ubitych drogach ostro dźwięczą kopyta
końskie; gdy to tu, to tam jakiś liść spływa chwiejnym lotem ku
ziemi, choć niema jednego podmuchu wiatru".
Jak
ten krajobraz, tak całe magnum
opus pani
Gaskell - Cranford -
i niejeden szczegół w mniej doskonałych i dziś już nieczytanych
jej utworach - jak Sylvia’s
Lovers , Cousin Phillis, Wives and Daughters -
tchnie dziś tą samą naturalną świeżością, co w owych
odległych latach, gdy dzieła te ujrzały światło dzienne owej
Anglji wiktorjańskiej, do której tak rdzeń nie duchem swym
należą".