[Fragment posłowia Zygmunta Baumana do jedynego polskiego wydania powieści. Warszawa: PIW, 1956 r.]
"Mary Barton" odzwierciedla swą epokę z tak typowym dla niej zamętem ideologicznym. Epokę, dla której XVIII wiek z perspektywy dnia dzisiejszego urastał do sielankowego złotego wieku sytości, wolności i pokoju klasowego. Epokę, która jednocześnie zaczynała już zdawać sobie sprawę, że pod pewnymi względami powrót do przeszłości jest niemożliwy i niepożądany; że przemysł, jego maszyny, jego wzmożona produkcja weszły na stałe do życia społeczeństwa angielskiego; jeszcze się jednak łudziła, że na nowej, industrialnej podstawie uda się przywrócić stan, w którym konflikty klasowe pozostawać będą w stanie uśpienia. Epoka patrzała więc za siebie i przed siebie jednocześnie; mówię — epoka, bo patrzały tak, w różnym co prawda stopniu, wszystkie klasy i warstwy społeczne, chociaż każda wypatrywała — za czy przed sobą — innych zjawisk i innych idealnych modeli społecznych.
Zadania, które stawiała sobie epoka, były nierealne, bo procesy historyczne są nieodwracalne i nie można stworzyć społeczeństwa, które byłoby zlepkiem do-brych stron różnych epok — jako że wszystkie strony życia społecznego określone są przez jego ekonomiczną podstawę. Wychodząc więc z takich nierealnych założeń, nastawiano się nie na badanie społeczeństwa w jego całokształcie, lecz na badanie niezależnego rozwoju każdej jego strony z osobna, jak gdyby każda strona rzeczywiście mogła się rozwijać niezależnie.
W świetle takiej analizy wydawało się, że społeczeństwo współczesne złożone jest nie z klas, lecz z bogatych i biednych. Proletariat nie jest klasą, rozpływa się on w masie pozbawionej elementarnych środków dla znośnego życia, rozpływa się wśród biednych i pokrzywdzonych. Można się nad jego losem litować, lecz niesposób dojrzeć samodzielnej roli, jaką właśnie z racji jego klasowego położenia ma on odgrywać w historii. Początki samodzielnego ruchu rewolucyjnego proletariatu przyjmowane są za odruch buntu zrozpaczonych nędzarzy. Nic więc prostszego jak przywrócić poziom bytowy osiemnastowiecznego rzemieślnika (nic nie oddając z dorobku kapitalistycznej industrializacji), aby owe odruchy buntu znikły wraz z nędzą i rozpaczą. Taki też jest, z grubsza biorąc, światopoglądowy punkt wyjścia "Mary Barton".
Gaskell lituje się nad proletariatem; siła obserwacji, przenikliwość spojrzenia, pozbawione uprzedzeń stanowisko obserwacyjne pozwalają jej zobaczyć i narysować wstrząsający obraz jego nędzy i, co więcej, postępującego ubożenia. Gaskell nie godzi się z tym stanem, potępia go, piętnuje publicznie z wielką siłą emocjonalną artystycznego wyrazu.
Ale punkt obserwacyjny jest snadź niefortunnie umieszczony na skrzyżowaniu epok; można z niego dostrzec stan, ale nie jego przyczyny. Gaskell daleka jest od odkrycia, że nędzę, którą potępia, przyniósł ten sam rozwój kapitalistycznego przemysłu, który pochwala, że dwa te zjawiska są ze sobą nierozerwalnie związane i nie mogą bez siebie" się obejść. Gaskell szczerze pragnie likwidacji złych następstw kapitalizmu, lecz nie zdaje sobie sprawy, że w tym celu zlikwidować trzeba sam kapitalizm.
Jest tu konsekwencja punktu wyjścia. Jeśli każdy element życia społecznego ma swe odrębne i niezależne dzieje — ma je również moralność społeczeństwa. Są wieczne, sformułowane w Ewangelii zasady moralne, niewrażliwe na ekonomiczne czy socjalne przemiany. Obecny stan społeczeństwa angielskiego jest rezultatem złamania zasad ewangelicznych. Bogaci łamią je dlatego, że w zapale tworzenia zapominają o swym obowiązku troski o biednych; biedni łamią je dlatego, że pozbawieni opieki bogatych cierpią w nędzy, zaś cierpienie czyni człowieka złym. Jest to więc stan przejściowy, niekonieczny, wynikły z obustronnych zaniedbań. Usuńcie zaniedbania, a będzie dobrze!
Gdy kształty społeczeństwa są niewyraźne i płynne, wydaje się, że można je lepić dowolnie. Pogląd, który później stał się maską faryzeuszy, w czasach Gaskell mógł być jeszcze i był poglądem uczciwego człowieka.
Gaskell więc pragnie, aby ewangelia stała się najwyższym autorytetem społecz-nym, aby do niej odnosić ludzkie postępowanie. Szuka w ewangelii ucieczki przed gwałtem, nienawiścią ludzi do ludzi, przelewem krwi, których tak pełna była jej epoka. Zdawało się, że burzliwość starć spowodowana jest zgromadzeniem wszystkich dóbr materialnych i całej odpowiedzialności na jednym biegunie społeczeństwa; dla Gaskell wstrętną więc jest wszelka krańcowość, wszelkie zbyt ostre kanty i zbyt rozległe dysproporcje. Stępić ostrze kantów, zbliżyć bieguny, zlikwidować nadmierne różnice, przenieść je na wyższy poziom, aby nędza i ubóstwo pozostały poniżej ich dolnej granicy — oto cel, który pragnie osiągnąć.
Podobne poglądy w ich ostatecznym wydaniu, w ich dojrzałej postaci z końca wieku nazwalibyśmy liberalną próbą zamazywania konfliktów klasowych, łagodzenia walki klasowej kosztem ustępstw możnych na rzecz wydziedziczonych.
Istotnie, odnajdujemy w "Mary Barton" w zalążkowej postaci pełny komplet idei, które w końcu wieku zyskały miano liberalnego radykalizmu, później zaś legły u podstaw oportunizmu —owej burżuazyjnej polityki robotniczej. Jest w "Mary Barton" pogląd, iż przemiany moralne stanowią o społecznym rozwoju, że postęp społeczny równa się postępowi moralnemu, ten zaś ostatni zależny jest jedynie od siły oddziaływania światłych umysłów.
Jest idea, zależności dobrobytu robotników od poziomu zysków kapitalistycznych, a więc i zainteresowania robotników w podnoszeniu tych zysków zwiększoną wydajnością pracy. Jest koncepcja współodpowiedzialności klas za rozwój społecznego bogactwa i za pracę przemysłu, jest nakaz wzajemnego konsultowania się w ważniejszych kwestiach, nakaz zwiększania u robotników poczucia politycznej współodpowiedzialności za kierowanie kapitalistycznym przemysłem. Jest spora doza wiecznego, ponadczasowego i ponadklasowego humanizmu. Jest gwałtowne i surowe potępienie gwałtu i przemocy bez względu na ich skalę i cel.
Wszystkie te idee rzeczywiście znaleźć możemy, bardziej lub mniej jasno wypowiedziane, na stronicach "Mary Barton". Trudno byłoby jednak o pogląd bardziej fałszywy niż mechaniczne przenoszenie ocen liberalizmu epoki rodzącego się imperializmu na autorkę "Mary Barton".
Poglądy, które trwałość swą w końcu wieku zawdzięczały zgodności z interesem klasowym wstecznej klasy, w połowie tegoż wieku mogły być jeszcze błądzeniem uczciwego człowieka. Ograniczoność ideologii, narzucona później przez interes klasowy, w czasach Gaskell była spowodowana ograniczonością horyzontu poznawczego, brakiem dziejowej perspektywy.
W pierwszej połowie wieku trudno było wyjść poza ograniczone koncepcje owej ideologii; w końcu wieku interes burżuazji nakazywał sztuczne utrzymywanie ograniczoności tych koncepcji. Jest to różnica zasadnicza, która wymaga, by odmiennie traktować podobnie brzmiące tezy, gdy wypowiadane są one w odstępie pięćdziesięcioletnim. Jeśli przebudzony znienacka człowiek przyjmie zmierzch za poranek, nie mamy jeszcze podstaw wątpić o jego szczerości; inna sprawa, gdyby trwał w błędzie, gdy po zmierzchu nastąpiła już noc.
O ile radykalizm liberalny przełomu XIX i XX wieku wyrażał jednoznacznie interesy panującej klasy, to światopogląd Elżbiety Gaskell posiada wiele korzeni. Zbiegł się tutaj żywiołowy protest proletariatu przeciw nieludzkim warunkom, w jakie wtrącił go rozwój kapitalistycznego przemysłu, z podziwem dla burzliwego procesu tworzenia materialnych podstaw potęgi człowieka; potępienie moralne krzywdy ludzkiej i społecznej niesprawiedliwości — ze strachem przed krwawym odwetem za tę krzywdę; rewolucyjność dzisiejszego proletariusza — z niezdecydowaniem wczorajszego chałupnika; perspektywy przyszłości — z tęsknotą za przeszłością. Stąd wewnętrzna sprzeczność w poglądach Gaskell.
Ostrość demaskatorskiej krytyki, którą zawdzięcza ona opowiedzeniu się po stronie uciskanych, ogranicza obawa przed konsekwencjami takiej krytyki. Dlatego Gaskell zatrzymuje się w pół. drogi. Bezlitosna w krytyce, bezradna jest w wysnuwaniu wniosków.
Aby być konsekwentnym bez reszty, trzeba się bez reszty włączyć do walki toczonej przez jedynie postępową siłę społeczną, trzeba się z tą walką związać. Gaskell zaś przyglądała się. jej z okien pastorskiej plebanii.
Gaskell wikła się w sprzecznościach własnej pozycji i własnej epoki. Apeluje do miłości międzyludzkiej, do owej biblijnej miłości „do bliźniego swego...", lecz widzi jednocześnie, jak kanony ewangeliczne kruszą się i rozsypują w starciu z twardą rzeczywistością. Nawołuje do miłości, lecz widzi, że jest to bezprzedmiotowe wołanie w warunkach powszechnych cierpień.
Od nienawiści klasowej odwołuje się do ponadspołecznych uczuć wiecznego i absolutnego człowieka „jako takiego", ale widzi, jak trudno znaleźć wspólny pierwiastek ogólnoludzki w norze bezrobotnego i w pałacu fabrykanta; wtedy wbrew logice i konsekwencji usiłuje przekonać siebie i czytelnika, że cierpią wszyscy — fabrykant i robotnik, że problem tkwi jedynie w skali tego cierpienia.
Autorka "Mary Barton" nie wzniosła się do stanowiska proletariatu. Pisze o swe powieści z pozycji mas uciskanych w ogóle, z pozycji ludzi skrzywdzonych przez proces historyczny, lecz nie będących twórcami tego procesu, z pozycji ludz gnębionych przez społeczeństwo, lecz nie tych, którzy powołani są do jego przekształcenia. Trudno byłoby zresztą żądać tego od Gaskell, wzniosła się ona i tal na najwyższy z dostępnych jej i w jej epoce poziomów syntezy.
Ze wspomnianych wyżej przyczyn stosunek Gaskell do współczesnego jej ruchu robotniczego jest tak samo pełen sprzeczności jak wszystko w jej poglądach. Gaskell ma niejasne wyobrażenie o istocie związków zawodowych, podobne zresztą do poglądów rozpowszechnionych wówczas w środowiskach burżuazyjnych. Związki są dla niej tajemniczą, mafijną niemalże organizacją spiskowców terrorystycznych, spowitą romantyczną, lecz ponurą zarazem mgiełką wendety.
Niezdolna zrozumieć przyczyn powstania związków i perspektyw ich rozwoju, traktuje je raczej jako przejściowe zło. Gaskell potępia związki zawodowe za stosowaną przez nie przemoc wobec fabrykantów; potępiając rozgrzesza je jednak upatrując przyczynę gwałtowności ich metod w „niesprawiedliwości" fabrykantów.
To fatum nędzy masowej wkłada w ręce Johna Bartona pistolet, ale odwrócenie tego fatum leży w możliwościach ludzi. Muszą się jednak w tym celu wysilić głównie fabrykanci; gdy oni powrócą do ewangelicznych zasad, zniknie główna przyczyna, dla której odwracają się od tych zasad robotnicy. Nie od rzeczy byłoby, gdyby robotnicy pokazali przy tym swym pracodawcom przykład ewangelicznego postępowania. Dramat moralny, skrucha i dobrowolna pokuta Johna Bartona ucieleśnia wyrok autorki. Pojednanie Bartona i Carsona na płaszczyźnie ewangelii uosabia spodziewane dobroczynne następstwa tego wyroku.
Realistyczna tragedia znajduje niespodziewanie utopijne rozwiązanie; sprzeczności w postawie autorki rodzą z konieczności rażącą niewspółmierność między realizmem tragicznego opisu a sztucznym, naciągniętym zakończeniem.
Dochodzimy tu do sedna oceny Gaskell i jej twórczości. Dochodzimy do znanej prawdy, że można dać realistyczny i krytyczny, demaskatorski w swej prawdziwości obraz społeczeństwa kapitalistycznego nawet wtedy, gdy nie stoi się na proletariackich pozycjach; ale namalowanie realistycznego obrazu wewnętrznych prawidłowości kapitalizmu i roli poszczególnych jego klas, wykrycie sił napędowych jego rozwoju i upadku możliwe jest jedynie z proletariackiej perspektywy. "Mary Barton" jest jaskrawym przykładem tej prawdy. Aby uzyskać siłę wyrazu artystycznego i emocjonalnego oddziaływania, właściwą realistycznym obrazom książki, Gaskell stara się w ostatnich jej partiach nienaturalnym patosem i nieprawdopodobnym nagromadzeniem nieoczekiwanych i mało uzasadnionych wydarzeń zastąpić siłę przekonywania, jaką poprzednim partiom zapewniała prawda realizmu.
Książka Gaskell znalazła się od razu w głównym nurcie walk klasowych swego okresu. W epoce, gdy „nikt nie mówił o niczym innym” tylko o biednych, "Mary Barton" opowiadała się zdecydowanie po stronie tych biednych. Chwytała główny problem epoki, koncentrowała na nim uwagę społeczeństwa, pobudzała umysły, wstrząsała sumieniami , podsycała protest przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Z racji swej siły oskarżycielskiej "Mary Barton", wbrew założeniom autorki była przesycona tchnieniem rewolucji. Była donośnym krzykiem protestu uczciwego człowieka przeciw epoce, która wykreśliła uczciwość z listy zalet ludzkich.
Realizmowi obrazu, a nie utopijnym projektom rozwiązań społecznych zawdzięcza też "Mary Barton" swą żywotność i trwałość. Jest ona do dziś aktualna, zachowała świeżość wzruszeń i siłę przekonywania, bowiem zrośnięta była ze swą epoką, odpowiadała na jej najgłówniejsze pytania, przeniknięta była żarliwością ideową i przepojona agitacyjnym patosem. Ponadhistoryczną wartość dzieła artystycznego mierzy się bowiem jego historyczną konkretnością. Historia zachowuje w pamięci ludzkiej najpełniej to, co tkwiło korzeniami w głównym jej nurcie, w zasadniczych jej konfliktach.
Wartość poznawcza "Mary Barton" polega nie tylko na wierności odtworzonego w niej obrazu bytowo-społecznego. Książka Gaskell jest dokumentem epoki również - a może w pierwszym rzędzie - dlatego, że pełna jest właściwych epoce sprzeczności, że jest kruszyną zawartości tego tygla alchemicznego, w którym kipiało niekształtne tworzywo późniejszych ideologii klasowych dojrzałego kapitalizmu i dojrzałych klas. Tak odczytana "Mary Barton" jest nieocenionym skarbem wiedzy o przełomie dwu epok, na której żyć wypadło Elżbiecie Gaskell. [...]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz